Bill Welychka to kanadyjski dziennikarz muzyczny i osobowość telewizyjno-radiowa. W latach 1988 - 2005 pracował w stacjach muzycznych MuchMusic i MuchMoreMusic, dla których przeprowadził setki wywiadów z największymi artystami na świecie. Później pracował dla telewizji w Edmonton, Ottawie i Kingston (Ontario), gdzie prowadzi też swoją audycję radiową. Właśnie ukazała się jego autobiografia "A Happy Has-Been".
Bill udzielił wywiadu polskiemu blogowi poświęconemu kanadyjskiej kulturze popularnej, Maple
Corner. Oto jego fragmenty:
– Jesteś obecny w kanadyjskich mediach, w tym muzycznych, od końca lat 80. Byłeś jednym z głównych dziennikarzy ogólnokrajowej, ogromnie popularnej stacji telewizyjnej, przeprowadziłeś setki rozmów z największymi artystami na świecie, ale na wydanie autobiografii zdecydowałeś się dopiero teraz. Piszesz w niej, że „każdy ma do opowiedzenia historię wartą napisania książki” zatem nie mogę nie zapytać dlaczego tak długo trzeba było czekać na Twoją i dlaczego zdecydowałeś się na jej napisanie akurat teraz?
– Regularnie od wszystkich słyszałem, że powinienem napisać książkę, że mam przecież tyle niesamowitych historii do opowiedzenia, jednak długo wydawało mi się, że mało kto uznałby moje życie za wystarczająco ciekawe, by po taką pozycję sięgnąć. Sytuacja zmieniła się wraz z pandemią, gdy w czasie lockdownów zacząłem dostawać zaproszenia do wzięcia udziału w wielu podcastach. Dotarło wtedy do mnie, że może faktycznie to jest ten moment, by zacząć spisywać pewne rzeczy. Szybko okazało się, że mam tyle do opowiedzenia, że zrobiła się z tego książka, chociaż z początku przelewałem na papier wspomnienia jedynie na wypadek, gdybym znów został zaproszony do kolejnego podcastu.
– Czy to, że mniej więcej w tym samym czasie powstawał film dokumentalny o MuchMusic, „299 Queen Street West”, pomogło Ci w pisaniu?
– Przedziwnie to się wszystko złożyło. Gdy zacząłem pojawiać się gościnnie w różnych podcastach, zadzwonił do mnie Sean Menard, reżyser tego dokumentu. Umówiliśmy się na serię rozmów na temat stacji i to się idealnie pokryło w czasie z moją pracą nad książką. Kiedy znalazłem wydawcę, dowiedziałem się, że 299 Queen Street West będzie pokazywany w całej Kanadzie mniej więcej w tym samym czasie, co moment ukazania się na rynku A Happy Has-Been. Finalnie, premiera mojej autobiografii zbiegła się w czasie z torontońską premierą dokumentu a ja pojechałem w trasę promocyjną jednocześnie i filmu i książki.
– Pamiętasz swój zupełnie pierwszy wywiad?
– To był Marty Stuart, amerykański wokalista country. Udało mi się z nim porozmawiać w jego autokarze, z tym, że zadawałem mu pytania zza kamery, nie było mnie widać.
– A jakie emocje Ci towarzyszyły, gdy zadebiutowałeś przed kamerą?
– Wiesz, nigdy nie robiłem wywiadu z myślą o mnie, tylko z myślą o moich rozmówcach, więc zawsze zależało mi na tym, by to oni mieli okazję się dobrze zaprezentować. Nie mówiłem tego wcześniej, ale przypominam sobie, że przed tym zupełnie pierwszym wywiadem przed kamerą pomyślałem o znajomych ze szkoły i studiów, z którymi straciłem kontakt. Zastanawiałem się, czy mnie rozpoznają i, jeżeli tak, to czy ktoś z nich się odezwie. I faktycznie, kilka osób do mnie napisało, właśnie dlatego, że zobaczyli mnie w telewizji.
– Zdarzył Ci się wywiad, który poszedł źle?
– Oczywiście! Pamiętam jak gościliśmy w studiu brytyjski zespół Blur. Mieli wpaść na godzinę, zagrać kilka utworów a między piosenkami pogadać ze mną oraz z publicznością w studiu. Przyjechali, zagrali, ale kompletnie nie mieli ochoty rozmawiać. Na każde zadane pytanie odpowiadali jakimś krótkim bełkotem, bez różnicy, czy to ja je zadałem, czy ktoś z widowni. Nie wiem co się stało, może wszyscy wstali lewą nogą, może byli zmęczeni, głodni, mieli jet laga, nie wiem. Później dowiedziałem się, że dzień wcześniej byli w Montrealu, w naszej francuskojęzycznej stacji MusiquePlus, i tam podobno była już taka katastrofa, że na tle tamtego ich występu to, co działo się u nas to był kawał dobrego wywiadu. To ja już sobie nie chcę wyobrażać z czym się tam w Quebecu zmierzyli! (śmiech)
– Z kim chciałbyś przeprowadzić wywiad, a nie miałeś dotąd okazji?
– Bardzo lubię Lady Gagę, więc z nią i z całą pewnością z Paulem McCartneyem. Rozmawiałem z Ringo Starrem, Petem Bestem – pierwszym perkusistą The Beatles, Seanem Lennonem, Julianem Lennonem i Yoko Ono, ale z McCartneyem nie miałem dotąd okazji.
– MuchMusic siłą rzeczy było porównywane do MTV. Jakie były różnice między tymi stacjami?
– MTV pojawiło się wcześniej, ale nie odbierało w Kanadzie z powodów licencyjnych. Dzięki temu Kanadyjki i Kanadyjczycy jeszcze bardziej doceniali MuchMusic. Kilka lat po uruchomieniu naszego kanału dowiedzieliśmy się, że na początku swojej działalności MTV nie puszczało teledysków czarnoskórych artystów i artystek. Byliśmy w szoku, bo dla nas w MuchMusic inkluzywność zawsze była priorytetem. Byliśmy inkluzywni zanim ktokolwiek w ogóle wymyślił to słowo! Otwarcie mówiliśmy o kwestiach etnicznych, czy równościowych, było to dla nas zupełnie naturalne, nie było w tym żadnego marketingowo-odgórnego zamysłu szefów stacji. Poza tym, MTV doszło do etapu, w którym odmawiali puszczania teledysku do danej piosenki dopóki nie stała się ona przebojem, mieli też swoje wymagania odnośnie tego jak taki klip powinien wyglądać, żeby pojawić się w ich ramówce. U nas nie było czegoś takiego, nigdy nie mieliśmy żadnych wytycznych dotyczących minimalnej ilości pośladków i dekoltów w teledysku, i zawsze staraliśmy się promować ciekawych artystów bez względu na to, ile sztuk płyt sprzedawali, albo, czy mieli na koncie ogólnoświatowe, lub ogólnokrajowe przeboje. Jeżeli muzyka była dobra, to pokazywaliśmy ją widzom i to oni decydowali, czy dany utwór stawał się mniej czy bardziej popularny. Niejednokrotnie było tak, że radio zaczynało
się kimś interesować dopiero po tym, jak ten ktoś pojawił u nas. Niestety, z biegiem lat, wraz ze zmianą właściciela, MuchMusic zaczęło podążać tą samą drogą, co MTV – na antenie było coraz mniej muzyki a coraz więcej programów typu reality tv, zaś w miejsce rzetelnych reportaży muzycznych pojawiało się coraz więcej plotek o celebrytach.
– No właśnie, dlaczego telewizyjne stacje muzyczne zniknęły? Można oczywiście winić o to powstanie YouTube’a, gdzie teledyski są na wyciągnięcie ręki, ale przecież takie stacje to nie były tylko wideoklipy – było w nich miejsce na porządne wywiady z artystami, występy na żywo, rozmowy z fanami, reportaże pokazujące życie muzyków od kulis, itd.
– Zmieniło się patrzenie na budowanie ofert tych stacji. Wszystko rozbija się o pieniądze. Półgodzinny, albo godzinny wywiad, czy reportaż dawał okazję do mierzenia oglądalności, bo coś takiego przyciąga widzów i sprawia, że zostają na danym kanale na dłużej. Ale jak puścisz cztery, czy sześć godzin teledysków bez przerwy, to ktoś na chwilę się zatrzyma, ale potem szybko poszuka sobie czegoś innego do oglądania. Zatem, by zachęcić reklamodawców i zarabiać więcej na stacji, zaczęto wypychać z nich muzykę na rzecz innych treści, które dawały twarde dane dotyczące oglądalności i grup wiekowych, do których trafiały. Ponadto, doszła tabloidyzacja mediów muzycznych – kto z kim sypia, kogo gdzie widziano i z kim, kogo na czym przyłapano, kto poszedł na odwyk, kto z niego wrócił, itp. Robiło się coraz mniej miejsca dla bardziej wymagającej widowni, a ja doskonale wiem, że na takie wywiady i reportaże jakie choćby ja robiłem, nadal jest zapotrzebowanie – to widać po ogromnych ilościach ich odtworzeń na YouTube. Mam tam swój kanał, gdzie wrzucam zdigitalizowane materiały z MuchMusic i wiem, że ludzie szukają wartościowych, ciekawych treści i chcą je oglądać. Korporacje medialne po prostu nie rozgryzły jak na nich zarabiać.
– Jak myślisz, w jakim miejscu byłaby dziś kanadyjska muzyka bez MuchMusic? Jaki był wpływ stacji na jej rozwój?
– Trzeba pamiętać, że kanadyjski przemysł muzyczny istniał przed MuchMusic i istnieje nadal, już po MuchMusic. To, co należy przypisać stacji to fakt, że ludzie w kraju mieli w końcu okazję zobaczyć tych artystów, których słyszeli w radiu. Ta widoczność bardzo wywindowała ich popularność, pomagała im sprzedawać więcej płyt, organizować dłuższe trasy muzyczne, czy pojawiać się na okładkach magazynów. Obecnie w kółko słyszymy tylko o Drake’u, The Weeknd i Justinie Bieberze, którzy ciągną ten nasz przemysł muzyczny od lat, ale wtedy, w latach 80 i 90, dzięki MuchMusic, tacy nowi Drake’owie i Bieberzy pojawiali się co roku.
– A czy kanadyjska kultura popularna jest mocno nasiąknięta tą amerykańską?
– Tak sądzę i mam swoją teorię na ten temat – 90% Kanadyjek i Kanadyjczyków mieszka tam naprawdę wzdłuż granicy ze Stanami Zjednoczonymi, w odległości do około 150 kilometrów od niej.Oznacza to, że czy tego chcemy, czy nie, oglądamy amerykańską telewizję, słuchamy amerykańskich rozgłośni radiowych i tamtejszej muzyki – to nie może nie mieć wpływu. Z kolei 90% Amerykanek i Amerykanów nie mieszka w pobliżu granicy z Kanadą. Nas to często drażni, że oni nic o nas nie wiedzą, ale ja im się nie dziwię, bo to nie do końca ich wina, to po prostu kwestia geografii. Oni często w ogóle nie mają okazji niczego się o nas dowiedzieć, chyba, że poszukają, zainteresują się i poszperają, podczas gdy my nie mamy możliwości nie wiedzieć tak dużo o nich, skoro równolegle z naszymi oglądamy ich kanały w telewizji i słuchamy tego, co proponują ich DJ-e w radiach. Ten wpływ oczywiście jest i będzie. Mnie to osobiście nie przeszkadza, uwielbiam Stany, chociaż mają wiele wad, podobnie zresztą jak Kanada.
Link:
https://www.youtube.com/watch?v=xUL4j9aS78s&t=128s
źródło: Agatha Rae