Menu

Łukasz Suszko - 10 najlepszych płyt 2017

Łukasz Suszko - 10 najlepszych płyt 2017
Panie Jerzy, jak co roku ułożyłem starannie swoją dziesiątkę ulubionych płyt minionego 2017 roku i wygląda ona tak:
 
 
1. Pain Of Salvation - In The Passing Light Of Day (2017)
 
2. Threshold - Legends Of The Shires (2017)
3. Galactic Cowboys - Long Way Back To The Moon (2017)
4. Living Colour - Shade (2017)
5. Royal Blood - How Did We Get So Dark (2017)
6. Kenny Wayne Shepherd Band - Lay It On Down (2017)
7. Sons Of Apollo - Psychotic Symphony (2017)
8. Europe - Walk The Earth (2017)
9. Fozzy - Judas (2017)
10.Soen - Lykaia (2017)
 
 
Kiedy w styczniu 2017 ukazywała się płyta In The Passing Light Of Day nie miałem wątpliwości, że utwór tytułowy będzie miał szczególne znaczenie spośród wszystkich dotychczasowych dokonań Szwedów, ale płyta jako całość wciągnęła mnie dopiero sierpniu, kiedy przymierzałem sie do koncertu Pain Of Salvation w Inowrocławiu. Bardzo żałuję, że na tym koncercie ostatecznie nie byłem :) Znakomita gitarowo-mięsista, pełna emocji płyta. Piękna płyta również jako rzecz z mnóstwem treści w bogatej książeczce i dodatkowym dyskiem z piosenkami w wersjach demo.
 
Gdyby nie Pain Of Salvation, na szczycie mojego zestawienia znalazłby się Threshold, podobnie jak w 2012 roku przy okazji March Of Progress. Wtedy powracał do zespołu wokalista Damian Wilson, teraz powrócił jeszcze inny wokalista Glynn Morgan. To chyba efekt świeżości, bo płyta For The Journey z 2014 z Wilsonem była troche słabsza (pamiętam, że w swoim podsumowaniu zastanawiałem się nad umieszczeniem jej wtedy na 10 miejscu). Legends Of The Shires to płyta podwójna, chwytliwa i też tak jak w przypadku Pain Of Salvation z motywem przewodnim co jest dodatkowym bonusem w mojej ocenie.
 
Na trzecim miejscu mojej listy znalazł się zespół Galactic Cowboys z równie galaktycznym tytułem płyty Long Way Back to the Moon, nawiązującym do najistotniejszego w mojej opinii dokonania w historii zespołu czyli Space In Your Face sprzed 24 lat. I właśnie w oryginalnym składzie zespół powrócił w 2017 roku. Sięgam pamięcią do 2004 roku kiedy dzień po dniu wałkowałem mptrójki z ich dyskografią, wtedy zespół już nie istniał. Właściwie dlatego ich powrót po latach, który całkowicie spełnił moje oczekiwania musiał liczyć na wysokie miejsce w moim podsumowaniu. I chyba tylko w moim, bo Galactic Cowboys nigdy nie byli jakoś szeroko znani. W tzw. mainstreamie zaistnieli jedynie na początku kariery, kiedy lukratywny kontrakt ze światową promocją przeznaczony początkowo dla nich wytwórnia  postanowiła podsunąć zespołowi Nirvana (taka ciekawostka).
 
Living Colour po dobrym A Chair In The Doorway z 2009 roku i też stosunkowo długiej już przerwie zaskoczył mnie po prostu genialnym albumem Shade! Niełatwo go sklasyfikować. Blues XXI wieku z metalowymi riffami i solówkami + sample i komputerowa obróbka. Tumacząc innymi słowy, mamy tu odpowiednio i duszę, i tradycję, i wykop, zadziorność i nowoczesność. Muzyka jest chwytliwa i uzależniająca, a wśród kompozycji znakomicie odnajdują się covery tak odmiennych wykonawców jak Robert Johnson, Marvin Gaye czy Notorious B.I.G. Niesamowite jest kiedy zespół o którym miałem jakąś tam umiarkowaną opinię ni stąd ni z owąd wydaje tak kapitalny album.
 
Royal Blood swoją drugą płytą  How Did We Get So Dark zdecydowanie udżwignęli sukces świetnego debiutu. Rewelacyjne, charakterystyczne brzmienie, znakomite kompozycje, których chce się słuchać w kółko i nic dziwnego, że w 2017 roku bardzo dużo razy z przyjemnością chciało mi się słuchałać tej płyty.
 
Kenny Wayne Shepherd na Lay It On Down bardzo dobrze połączył proporcje rocka z bluesem, dokładnie z moimi oczekiwaniami. Są i ballady, jest też np. bardzo fajny utwór w stylu The Eagles Hard Lesson Learned. Tak jak w przypadku Royal Blood decydującym czynnikiem wyróżniającym tę płytę jest to coś co sprawia, że chce się jej słuchać ponownie i ponownie.
 
Na miejscu siódmym supergrupa Sons Of Apollo Psychotic Symphony. Kolejny raz w mojej ulubionej dziesiątce znajduje się płyta, której perkusistą jest Mike Portnoy (The Neal Morse Band rok temu, w 2014 Bigelf, w 2013 debiut The Winery Dogs, w 2012 debiut Adrenaline Mob, w 2009 Transatlantic, w 2007 Dream Theater). Cieszy powrót do formy Bumblefoota, po słabszej solowej płycie i beznadziejnych 2 płytach Art Of Anarchy. Jeff Scott Soto wreszcie w pierwszej lidze, na którą od dawna zasługiwał, ale najbardziej cieszy, że Derek Sherinian nie robi tzw. tła jak w Black Country Communion, tylko wreszcie gra tak jak lubię najbardizej i jak pamiętam z Falling Into Infinity Dream Theater czy płyt Planet X, czyli z rozmachem i fantazją.
 
Następnie chcę wyróżnić znakomitą nową płytę grupy Europe. Hard rock podniesiony do rangi sztuki wyższej z punktem odniesienia w twórczości Deep Purple z okresu Perfect Strangers. Świetne hammondy, znakomite ciężkie riffy jak np. mój ulubiony utwór Haze, których dzisiejszemu Deep Purple już niestety brakuje. Poważna, rzemieślnicza robota, której nie sposób nie docenić.
 
Na miejscu dziewiątym zespół Fozzy płyta Judas. Patrząc na samą okładkę z nożem za plecami bardziej pasowałby tytuł Brutus, ale z Judasem tytuły innych piosenek chyba w założeniu lepiej mają kojarzyć się z ostatnimi dniami Męki Pańskiej (Three Days In Jail, Drinking With Jesus itp.). Bardzo ciekawy zabieg. Sama płyta to zaś kawał fajnej słuchalnej muzyki, która (co sprawdzone) potrafi uprzyjemnić jesienny remont pokoju. Melodyjne przebojowe granie, z gitarowym wykopem i nowoczesną produkcją. Rich Ward panuje jak w Stuck Mojo nad całością, od czasu do czasu serwując obłędne solo jak np. w Capsized.  Dla takich smaczków warto wgłębić się w muzykę zespołu Fozzy i ocenić ją nie tylko przez pryzmat pozamuzycznej działalności Chrisa Jericho, choć nie ulega wątpliwości, że to dzięki niemu zespół Fozzy w USA właśnie przebił komercyjny szklany sufit.
 
Zespół Soen z płytą Lykaia  zamyka moją ulubioną dziesiątkę 2017 roku. Osoba Martina Lopeza byłego perkusisty Opeth słusznie podpowiada, że muzycznie właśnie połączenie stylu Opeth sprzed dekady i zespołu Tool słychać w muzyce Soen najmocniej. Rewelacyjne Sectarian czy Sister z mięsistymi gitarami najbardziej do mnie przemawiają, choć i bardziej klimatyczne fragmenty na płycie też są warte uwagi. Bardzo przemyślana muzyka jak na rock-metal progresywny przystało, a jednoczesnie bijąca z głośników analogowośc brzmienia gitar zupełnie jakby zostały żywcem przeniesione z sali prób na płytę to bez wątpienia najwieksze atuty trzeciej płyty grupy Soen.
 
 
Łączę pozdrowienia,
 
Łukasz Suszko,Grudziądz/Biłgoraj

Skomentuj

Make sure you enter all the required information, indicated by an asterisk (*). HTML code is not allowed.