Menu
Jerzy Szlachta

Jerzy Szlachta

Rock Radio 19.05.2021 r g.19.08

W najbliższej audycji Rock Radio (19 maja o godz.19.08) dwie ważne płyty. O albumie "Colours Of Continuity" warszawskiej formacji Pale Mannequin porozmawiam z jej gitarzystą Grzegorzem Mazurem. Zagra też stara/nowa płyta Pink Floyd "Live At Knebworth 1990".
Polskie Radio Rzeszów zaprasza.

Lista utworów:

Ego Kill Talent: Now!, The Call, Lifeporn
Pink Floyd: Comfortably Numb
Elektroluxtorpeda: Silnalina, Autystyczny
Greta Van Fleet; Heat Above, Broken Bells
The Break Up Club: Two White Wines And Three Beers

Pale Mannequin: Inblot, Colours Of Continuity, Inertia, Most Favourite Trap
Pink Floyd: Sorrow

Pale Mannequin wyda drugą płytę

Dwa lata po bardzo dobrze przyjętej debiutanckiej płycie warszawska grupa prog-rockowa Pale Mannequin przygotowała nowe wydawnictwo "Colours Of Continuity". Premiera zapowiedziana jest na 21 maja.

Młody warszawski zespół, grający prog/art rocka. Łącząc odniesienia do klasyków z poszukiwaniem świeżych brzmień, zaprasza słuchacza w swój świat melancholii i tajemnicy.

Po dobrze przyjętym debiucie ("Patterns in Parallel", 2019), w 2021 grupa wydaje swój drugi album zatytułowany "Colours of Continuity", skupiając się na szybszych kompozycjach i mocniejszych brzmieniach.

Ukazał się pierwszy singel zapowiadający to wydawnictwo, na który została wybrana piosenka "My Favourite Trap". Pale Mannequin: "Utwór został napisany w kilka godzin, podczas słonecznego letniego dnia. W kilka godzin można zrobić sporo - napisać piosenkę, odwiedzić znajomych, obejrzeć film. Można też popełnić potworny błąd. Kompozycja jest o uleganiu własnym słabościom i akceptowaniu ich - niezależnie od tego czy to dobrze czy źle".

Klip "My Favourite Trap": https://youtu.be/6PQopzvpGoE

Tomasz Izdebski (Pale Mannequin) o nowej płycie:

"Pisanie albumu rozpoczęło się w drugiej połowie 2018 roku - jeszcze przed wydaniem naszego debiutu. Po zakończeniu tamtych nagrań, mieliśmy tylko kilka tygodni przerwy od pisania piosenek z myślą o Pale Mannequin. Osobiście, lata 2018/19 były dla mnie dość intensywne, emocjonalne - jakoś naturalnie przychodziło mi wtedy przelewanie tego na dźwięki. Ogólnie rzecz biorąc nagrania, miksy i proces wydawniczy poprzedniej płyty mocno się przeciągały. W tamtym momencie miałem wrażenie że ciągle uczę się czegoś nowego o muzyce, więc od początku prac nad pierwszym albumem do jego premiery byłem już mentalnie gdzie indziej i chciałem stworzyć już coś innego. Postawiliśmy sobie z Grześkiem za cel, aby nasze kolejne kawałki były żywsze, szybsze, jednocześnie zachowując element nostalgii i melancholii, pewnego rodzaju słodko-gorzki klimat, który moim zdaniem charakteryzuje pierwszą płytę. Chcieliśmy też dać z siebie więcej pod kątem wykonów. Takie były początki drugiego krążka, zatytułowanego Colours of Continuity.

Tym razem Grzesiek brał udział w pisaniu numerów od samego początku - to dodatkowo przyspieszyło temat i pierwsze dema zamknęliśmy w około 8 miesięcy. Ustawiliśmy sobie zdalnie Reapera i mogliśmy pracować nad kawałkami z domu wymieniać się całymi projektami w DAW. Było to o tyle inspirujące, że jak ktoś napisał riff albo zwrotkę ale “zaciął się” z rozwinięciem tematu - drugi mógł to od razu pobrać do siebie i bezpośrednio dogrywać do projektu, modyfikując fragment według swojego pomysłu - dodając np. harmonię wokalną, podmieniając gitarową solówkę czy progresję akordów. Pamiętam, że naprawdę uwolniliśmy kreatywność i pomysły sypały się gęsto. Dema zaczęliśmy ogrywać z całym zespołem we wrześniu 2019, a studio nagrań było zarezerwowane już na listopad - było bardzo mało czasu na próby. Z perspektywy, oceniam pomysł bookowania studia tak wcześnie jako średnio mądry (lekko mówiąc). Jedno jest pewne - jak będziemy pisać następny album, to ten czas przynajmniej potroimy, jak nie więcej (śmiech). Rok 2019 był też dla nas intensywny pod względem koncertów i między próbowaniem nowych numerów - musieliśmy również przygotowywać bieżący materiał pod występy. Było sporo pracy, graliśmy po 3 kilkugodzinne próby w tygodniu przez kilka miesięcy z rzędu, a mimo to czułem, że nie jesteśmy przygotowani tak jak powinniśmy. Lubię mieć wszystko pod kontrolą więc był to stresujący okres, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że tak naprawdę debiutowaliśmy wtedy jako zespół. Koniec końców ogarnęliśmy wszystko na czas i przy okazji - porządnie się dotarliśmy.

Ponieważ byłem bardzo zadowolony z tego jak Magda i Robert Srzedniccy pomogli mi w pracy nad poprzednią płytą, chciałem zobaczyć jak to wyjdzie gdy od początku do końca będą mieli nad wszystkim kontrolę w kwestiach techniczno-brzmieniowych. Dlatego też, z wyjątkiem kilku ścieżek syntezatorów i chórków, nagraliśmy i zmiksowaliśmy album w całości w studiu Serakos. W porównaniu do Patterns in Parallel, kiedy to musiałem biegać między kilkoma studiami, a moim domem (gdzie potem nagrywałem wokale i bas) z dyskiem twardym, w kółko archiwizując go w obawie przed utratą cennych ścieżek - robienie całości Colours of Continuity w jednej, dwu i pół tygodniowej sesji było o wiele mniej stresujące i po prostu fajniejsze. Ogólnie dla mnie to najlepsza część tej zabawy - przychodzenie codziennie o 10 rano do studia, picie kawy, dwóch, a potem nagrywanie / produkcja / aranżacja przez 7 lub 8 godzin bez przerwy - to dla mnie jak wakacje. Wszystko szło sprawnie i udało nam się ukończyć miksy tuż przed wybuchem pandemii Covid w marcu 2020 roku. Jesteśmy mega podekscytowani, że możemy w końcu puścić ten materiał w świat.

Tytuł płyty opracowaliśmy i podobnie rozumiemy razem z Grześkiem. Inspirowaliśmy się tym jak często nie jesteśmy w stanie dostrzec rzeczy z powodu zbyt wąskiej perspektywy, bycia zbyt blisko wydarzeń, które próbujemy analizować. Zrobienie kroku w tył i spojrzenie z daleka pozwala zrozumieć, dostrzec odcienie pośród tytułowych kolorów, podczas gdy z bliska - bywają one nie do odróżnienia. Sporo tekstów jest odniesieniem do potrzeby nieustannej kategoryzacji otaczającej nas rzeczywistości".

Sklep i pre-order płyty:

https://palemannequin.com/shop/

źródło: cantaramusic.pl

K R A F T W E R K C O M P U T E R W O R L D 40 LECIE ALBUMU !

Kraftwerk stworzyli soundtrack cyfrowej ery XXI wieku. Ich kompozycje, innowacyjne techniki, elektrownicze brzmienie i syntetyczne wokale, połączone ze skomputeryzowanymi rytmami wpłynęły na takie gatunki jak electro, hip hop, techno czy synth pop.

Specjalna edycja "Heimcomputer" ukazuje się z okazji 40-lecia "Computer World", które po latach nadal brzmi świeżo i futurystycznie.

W ostatnich latach, pod kierownictwem Ralfa Hüttera, Kraftwerk zaprezentował swój dorobek podczas koncertów 3-D The Catalogue 12345678, które odbyły się na największych festiwalach, w muzeach sztuki czy podczas biennale w Wenecji w 2005 roku. Retrospektywę poświęconą zespołowi przedstawiono w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku (2012), a także w Kunstsammlung Nordrhein-Westfalen w Düsseldorfie (2013). Od tego czasu, Kraftwerk ze swym show pojawili się w Tate Modern w Londynie, w Akasaka Blitz w Tokyo, w Operze w Sydney, w hali koncertowej Walta Disneya w Los Angeles, w siedzibie fundacji Louis Vuittona w Paryżu, w Neue National Galerie w Berlinie czy muzeum Guggenheima w Bilbao.

W 2014 roku założyciele Kraftwerk, Ralf Hütter i Florian Schneider, zostali wyróżnieni nagrodą Grammy za całokształt dokonań. Cztery lata później odebrali statuetkę Grammy za najlepszy album w kategorii dance/muzyka elektroniczna za "3-D The Catalogue 12345678".

W ramach swych nowoczesnych występów, Ralf Hütter, Henning Schmitz, Fritz Hilpert i Falk Grieffenhagen, ukazują współoddziaływanie człowieka i maszyny.

Kraftwerk otrzyma nagrodę Early Influence przyznawaną przez the Rock & Roll Hall of Fame.

źródło: Warner Music Poland

Dance Like Dynamite nowy album !

 LITANIA KŁAMSTW to opowieść o rozniecaniu ognia życia tlącego się zaledwie jak niedopałek. Podtopione alkoholem, przysypane prochami, przygniecione traumami, zdewastowane życie, które dogorywa, już prawie zgasło, ale wciąż żarzy się gdzieś na dnie rynsztoka, mówi Krzysztof „Sado” Sadowski, wokalista, kompozytor, autor tekstów i producent Dance Like Dynamite.
LITANIA KŁAMSTW to niezwykły concept album traktujący o zmaganiu z uzależnieniami i poszukiwaniu duchowości, świadomości i tożsamości. To niemalże katharsis Sadowskiego - teksty są boleśnie szczerymi refleksjami o miłości, śmierci, zdradzie, pożądaniu, zniszczeniu, depresji, ale też nadziei. To też muzyczny konglomerat wyjątkowych dźwięków, w którym nic nie jest oczywiste. W piosenkach DANCE LIKE DYNAMITE noworomatyczne słońce tonie w zimnofalowym mroku, metalowe sprzężenia gitar stykają się z ekstatycznymi dźwiękami trąbki, a subtelnie brzmiące klawisze z transowym brzmieniem gitary basowej.
Sadowski: Teksty są efektem wojny jaka toczy się nie tylko we mnie, ale w każdy człowieku. Wojny między umysłem a duchem, między ego a sercem. Często głównymi objawami choroby alkoholowej i uzależnienia od substancji psychoaktywnych jest ego zaczynające dominować i przygasający duch. W pewnym sensie ta płyta jest o rozniecaniu przygasającego we mnie życia. Gdybym umarł jutro, to LITANIA KŁAMSTW jest realnym odzwierciedleniem tego, co się we mnie dzieje.
DANCE LIKE DYNAMITE można nazwać supergrupą środowisk trójmiejskich. Powstała wiosną 2015 roku w Sopocie. Założyli go Krzysztof „Sado” Sadowski i dawny muzyk zespołu Blenders Mariusz „Nosek” Noskowiak. Obaj spotkali się wcześniej w grupie Vulgar. Niedługo później w zespole pojawił się basista Piotr Pawłowski z Made In Poland i The Shipyard, a także Tomasz „Snake” Kamiński, gitarzysta Red Rooster, Golden Life i zespołu towarzyszącego Dodzie. Dziś nie ma w składzie Noskowiaka, a jego miejsce zajął Karol Skrzyński bębniący też w Golden Life i Sweet Noise. I w takim właśnie składzie DANCE LIKE DYNAMITE nagrał LITANIĘ KŁAMSTW.
W nagraniach gościnnie udział wzięli: Agnieszka Rossalska (śpiew) i Tomasz Ziętek (trąbka). Natomiast za miks i mastering albumu odpowiedzialni są: wspomniany już Mariusz „Nosek” Noskowiak i Kuba „Kikut” Mańkowski współpracujący wcześniej między innymi z Behemoth, Czesławem Mozilem, Patrycją Markowską czy Sylwią Grzeszczak.

Do trzech piosenek z płyty powstały wyjątkowe teledyski. Możecie znaleźć je pod tymi linkami:
„Litania kłamstw” - https://youtu.be/sVNhYxetjCU
„Sto tysięcy słońc” - https://youtu.be/Yta2S9h8lek
„Szukam” - https://youtu.be/HQMw7hU-CZo

LITANIA KŁAMSTW jest trzecim wydawnictwem DANCE LIKE DYNAMITE. Wcześniej ukazały się EP-ka „Dying In Slow Motion” (2016) i album „This Funeral Is Sold Out” (2018).


KRZYSZTOF „SADO” SADOWSKI O PIOSENKACH:

Litania kłamstw
Mierzę się ze złem i zniszczeniem, którego dokonałem w życiu. Z jednej strony przyznałem się do wszystkiego, ale z drugiej wiem, że nikt nie rodzi się zły, ani nie wybiera świadomie drogi prowadzącej do zniszczenia. To rodzice, środowisko i brak akceptacji z ich strony prowadzą w stronę autodestrukcji. Dlatego taki właśnie tytuł piosenki i jak mantra powtarzane słowa „nie moja wina”.
Oryginalnie tekst napisałem około 2011 roku na płytę zespołu Vulgar. Był po angielsku i nosił tytuł „We go to hell”. Wyciągnąłem go po latach w trakcie nagrywania demo do „Litanii kłamstw”. Najpierw zaśpiewałem go po angielsku, ale Snake zaproponował, żebym spróbował po polsku. Wróciłem do domu i napisałem opierając się na tym sprzed lat. Muzycznie od początku do końca kompozycja Snake’a.

Szukam
Kluczowy utwór na płycie. Tekst napisałem w prywatnej klinice odwykowej na Kaszubach. Mogliśmy wychodzić do sklepu, na basen lub na siłownię, ale tylko w trzy osoby. Podczas jednego takiego wyjścia dwóch moich towarzyszy poszło na siłownię, a ja na basen. Byłem całkiem sam i w trakcie pływania przyszedł mi do głowy ten właśnie tekst. Na początku był po angielsku i dopiero rok później przetłumaczyłem go na język polski.
Muzycznie od początku do końca to utwór Snake’a. Początkowo miał charakter czysto gitarowy. Właśnie w trakcie pracy nad nim coś w nas „kliknęło” i uzmysłowiliśmy sobie, że nie chcemy grać punkowo, metalowo czy po prostu gitarowo. Żeby odejść od czysto rockowej stylistyki, Snake przearanżował go wykorzystując elektroniczne brzmienia. Od tego czasu każdy, nawet najprostszy utwór, musi być „nasz” i mieć charakterystyczny dla Dance Like Dynamite sznyt.

Nie ma nas
W trakcie terapii uzależnień i przerabiania całego swojego życia z terapeutą, dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego jak „duchowość”. To właśnie z terapeutą przeprowadziłem pierwsze w życiu rozmowy o duszy i tym, co z nami się dzieje po śmierci. Ten tekst jest efektem moich przemyśleń, domysłów na ten temat. To taka moja prywatna wizja tego, co stanie się ze mną po mojej śmieci. Wizja mająca swoje źródło również w filozofiach Wschodu i religiach różnych części świata.
Utwór skomponował Snake i pierwotnie był krótkim, punkowym czadem. Wpadłem jednak na pomysł, żeby przechodził w zimny trans, w którym pojawia się trąbka, a Snake go jeszcze „odpunkowił” i „zmetalizował”.

Diamenty żyją wiecznie
Jestem wielkim fanem i kolekcjonerem coverów. Na każdej swojej płycie umieszczam czyjąś piosenkę. Tym razem wziąłem się za Shirley Bassey, moją wielką miłość. Mam masę jej płyt i wciąż dokupuję brakujące. Początkowo myślałem o „The Rhythm Divine” nagrane przez Bassey z Yello. Napisałem nawet polską wersję tekstu i nagrałem demo, ale dowiedzieliśmy się, że są problemy z publikacją przeróbek Yello, więc musieliśmy zmienić utwór.
Wybór „Diamonds Are Forever” był bardzo ryzykowny, w końcu to temat z filmu z Jamesem Bondem. W Dance Like Dynamite jesteśmy zgodni, że jak najwierniejsze odgrywanie cudzych piosenek mija się z celem. Dlatego aranżację oparłem na twardo grającej gitarze basowej i nisko brzmiącym fortepianie. Od początku w głowie słyszałem kontrastujący i krystalicznie czysty, wręcz delikatny kobiecy głos. Zaprosiłem Agnieszkę Rassalską, której fanem jestem od lat.
To czwarty utwór na płycie. Następuje po głośnym, punkowym „Nie ma nas”. Dzięki temu tytułowe diamenty lśnią jeszcze jaśniej. To chwila wytchnienia.

Geheimnis
Tekst napisałem po angielsku dziesięć lat temu dla zespołu Vulgar. Zawsze jednak chciałem coś zaśpiewać w języku niemieckim, który uważam za najpiękniejszy język na świecie. Riff i motoryka tego utworu nasunęły mi myśl, że jeśli kiedykolwiek miałbym to zrobić to właśnie teraz. Tekst przetłumaczyłem, a drobnych korekt dokonał niemiecki fotografik i bliski mi artysta Christian Weiss.

Nattasang
Oryginalnie miał to być fragment „O obrotach ciał niebieskich” Mikołaja Kopernika śpiewany po… norwesku. Kopernik jest mi bliski nie tylko dlatego, że urodziłem się dokładnie 500 lat po nim. To także owoc moich fascynacji wszechświatem, kosmosem, planetami i galaktykami oraz wielkiej miłości do Kory i Maanamu. „Szał niebieskich ciał” uwielbiam od dziecka.
A dlaczego po norwesku? Chciałem, aby jakiś utwór przypominał ilustrację filmową, taką z innego świata. Choć język norweski nie jest bardzo popularny, to padają tam słowa zrozumiałe w wielu językach. To swoisty przerywnik na płycie, muzycznie oparty dokładnie na tym samym motywie zagranym na pianinie, co „Koszmar minął.”

Ból jest niewidzialny
Zanim rozpocząłem naprawę swojego życia rzucając alkohol i kokainę, prawie cztery lata zmagałem się z inną chorobą - boreliozą i neuroboreliozą. Zaczęła się od tego, że kiedyś w środku nocy, w czasie snu, rozpadły mi się oba ramiona. Z bólu ledwo oddychałem, nie byłem w stanie sam się umyć, ubrać, jeść. Przez rok zdychałem z bólu, bo nie działały żadne, nawet najbardziej hardcore’owe zastrzyki przeciwbólowe. Po roku rozpocząłem jeszcze bardziej bolesną rehabilitację. Przez ostatnich siedem lat rehabilitacji poznałem bardzo różnych lekarzy i terapeutów, a paru z nich wykazało się wyjątkowym skurwysyństwem niemal wyrywając mi ręce i niszcząc efekty wielu miesięcy morderczej pracy. Mniejsza o ich intencje, ale to mi uzmysłowili, że bólu nie widać na zewnątrz. I ten tekst jest właśnie o tym.
A jak jest dziś? Wówczas lekarze oszacowali utratę ruchomości obu moich ramion na 98% procent. Do dziś udało mi się osiągnąć około 50% dawnej sprawności. Ból mnie nie opuścił i czuję go przez całą dobę, a podczas zapinania pasów w samochodzie czy sięgnięcia do tylnej kieszeni w spodniach jest taki, jak w trakcie wykręcania ręki przez policjanta.
Motyw przewodni przysłał mi Piotr Pawłowski. Zmieniłem jego tempo i bezwiednie skierowałem ten numer na oldschoolowo metalowe tory. Misy tybetańskie zagrały mi w głowie jako kontrapunkt dla blasta w death metalowym stylu. Pasowały mi do tego pseudo szamańskiego szeptu bardziej niż jakakolwiek gitara.

I popłyną łzy
Słowa o tym co czułem, gdy zdałem sobie sprawę, jak nisko upadłem i jak wielkie cierpienie emocjonalne zapewnia używany nałogowo przez lata alkohol i inne dodatki. Nałogowe regulowanie uczuć kończy się ich całkowitym rozregulowaniem i dojściem do punktu, w którym nie pomaga już nic. Ostatecznie i tak na końcu używki nie są w stanie nawet trochę zmniejszyć bólu. Wtedy albo wybiera się śmierć, albo naukę życia od absolutnego zera. I tę drugą drogę ostatecznie wybrałem.

Są takie chwile
W ostatniej fazie pracy nad płytą czułem, że brakuje jeszcze piosenki będącej wycieczką w stronę zupełnie innego świata. Chciałem mieć numer, który po bardzo mocnych tekstach zabierze słuchacza w zupełnie inny wymiar. I wtedy Snake przysłał mi szkic tej piosenki. Napisał go kilka ładnych lat temu i pierwotnie miał być wykorzystany w jakimś filmie. Wpasował się idealnie. Od razu wyczułem w nim „knajpianość” i przypomniał mi się magiczny wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera, na który trafiłem niedawno. Dialogi nagrałem z moją znajomą, której barwa głosu zawiera w sobie niezwykły spokój, może nawet matczyne bezpieczeństwo. Dołożyliśmy odgłosy knajpy, dograliśmy dęciaki, kakofoniczne klawisze mogące kojarzyć się z moim ukochanym Tangerine Dream z lat 70. ubiegłego wieku.

Człowiek stworzył sztukę
Teksty zaczynam pisać od jakiegoś konkretnego pomysłu, frazy. Czasami są to dwa, trzy wyrazy, które przyjdą mi nagle do głowy. Często tekst czy muzyka śnią mi się w nocy. Dlatego zawsze przy łóżku trzymam dyktafon, kajecik i ołówek. Budzę się, zapisuję i zasypiam. Rano wracam do tematu i rozwijam go. Stwierdzenie: „Człowiek stworzył sztukę, człowiek stworzył broń” pojawiło się w moich myślach i szybko je zapisałem. Potem próbowałem tę myśl rozwinąć w konwencjonalny sposób, typu zwrotka i refren. Każde dopisane zdanie uświadamiało mi jednak, że wszystko będzie przegadane i słabsze niż ta krótka fraza. Dlatego zostawiłem tylko ją.
Na sposób zaśpiewania wpadłem oglądając telewizyjne newsy o Strajku Kobiet. Zobaczyłem wóz policyjny jadący przez miasto, z którego przez megafon ktoś informował, że „to zgromadzenie jest nielegalne”. I tak miało to zabrzmieć – głos mówiony przez megafon odbija się od ulic, chodników, budynków. Alfabet Morse’a był logicznym skojarzeniem z „broń”, a samoloty na końcu piosenki ostatecznie nie zrzuciły bomby. Odleciały, ale strach pozostał.

Sto tysięcy słońc
Tekst w całości napisałem jakieś ćwierć wieku temu, jeszcze gdy grałem na perkusji w zespole Helldorado. Wokalistą i basistą był w nim Patryk Zwoliński, dziś znany z Blindead. Już wtedy fascynowała mnie małość człowieka w zestawieniu z przestrzenią wszechświata.
To był chyba drugi utwór jaki napisaliśmy ze Snake’m na tę płytę. Snake podłączył klawisz i zagrał na próbę dokładnie te dźwięki, które są w piosence. Natychmiast w swojej głowie usłyszałem rozwinięcie tego motywu, jako utwór bardzo wolny, monumentalny i grany na jednym dźwięku motorycznego basu. Nagraliśmy klawisz, potem Snake powtórzył ten motyw na gitarze, ale zagrał go inaczej. Potem poprosiłem go, żeby zagrał główny riff nieco niżej, bardziej metalowo. Tak się stało. Dograliśmy transowy bas, zagrywkę na jednej strunie gitary piłującej wciąż ten sam dźwięk i schodzącą na jedno uderzenie struny niżej. Kolejnym elementem okazał się klawiszowy „gruz”, na który wpadłem i przyspieszenie tempa w środku utworu. Dość długo kombinowaliśmy z różnymi pomysłami na wokale w przyspieszonej części utworu, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że meldunek kosmonauty przez radio idealnie się wpasuje. Snake wzbogacił swoim melodyjnym wokalem kulminację utworu.

Koszmar minął
Tekst jest równie bezpośredni i autobiograficzny jak numer otwierający płytę. Miał być swoistym podsumowaniem spraw tu poruszanych. Napisałem całość w oparciu o niewykorzystany wcześniej tekst, ale zaktualizowałem go pod kątem własnych doświadczeń i klimatu całej płyty.
Snake zagrał motyw przewodni na pianinie i puścił mi go w hotelu Zaiksu w Sopocie. Wyszedłem z hotelu słysząc wciąż ten motyw w głowie, a tekst „Nightmare is over, close your eyes” sam dokleił mi się do melodii.
Pomysł na drugą część utworu, tą z klasyczną, rockową solówką Snake’a na finał, wpadł mi gdy nagrywaliśmy wokale we wsi pod Krakowem. Tak długo mu marudziłem i trułem, aż w końcu nagrał ją… rok później i nie w Krakowie, a w moim domowym studio „Tempelhof Recordings”.
Subskrybuj to źródło RSS