Menu

Motorhead "Clean Your Clock"

Motörhead, królowie tras koncertowych przez ponad 40 lat po raz kolejny unieśmiertelnieni na "Clean Your Clock". To wydawnictwo to Motörhead w swoim żywiole - na scenie, w monachijskiej hali "The Zenith", w której zagrał dwa wyprzedane koncerty na trasie promującej "Bad Magic". Motörhead z grudnia 2015 roku pozostaje w świetnej formie, serwując szalejącej widowni smakowity rockandrollowy koktajl powstały z połączenia mocy brzmienia, ogłuszającej głośności i zestawu niezapomnianych hitów. Występ Lemmy’ego, Phila Campbella i Mikkeya Dee fantastycznie nagrał i wyprodukował wieloletni producent Motörhead, Cameron Webb. Dzięki niemu czujemy charakterystyczne, pulsujące z wielką siłą uderzenia sekcji rytmicznej, chłoniemy jedyny w swoim rodzaju wokal Lemmy'ego, tak jakbyśmy stali pod sceną monachijskiej hali. Cameron Webb ma niemały udział w tym, że kapela po wielu latach bycia na scenie, artystycznie wspięła się na niesamowity poziom.

Kariera Motörhead obejmuje nagrodę Grammy, ponad 15 mln sprzedanych płyt na świecie, ale przede wszystkim niezliczone ilości koncertów dla milionów fanów tria. Także w Polsce. To właśnie występy przed publicznością były istotą istnienia kapeli i głównym motorem napędowym życia Lemmy'ego. "Clean Your Clock" to najlepszy hołd dla tego wyjątkowego muzyka i człowieka, jaki można sobie wyobrazić. Lemmy odszedł od nas 28 grudnia 2015 roku. Dowodził Motörhead nieprzerwanie od 1975 roku. Muzykę na "Clean Your Clock" zapisano zaledwie kilka tygodni przed jego śmiercią. Choć był już bardzo zniszczony i osłabiony przez chorobę, Lemmy dał z siebie wszystko. Bo ponad wszystko nie lubił zawodzić swoich fanów.

Pamiętajcie! "Clean Your Clock", jak każdego wydawnictwa Motörhead, należy słuchać głośno. Lemmy wyraził to już dawno temu, w jednym z wielu klasyków tria, "Overkill", śpiewając: "Only way to feel the noise is when it's good and loud...".

Wersja DVD, BluRay & Boxset zawiera zapis na żywo całego show (nagranego 20.XI.2016r w Monachium) + bonus / czas trwania: 90 minut

Warner Music Poland
Czytaj dalej...

Jeff Angell's Staticland

Jeff Angell's Staticland to nazwa zespołu założonego przez znanego z Walking Papers Jeffa Angella. Debiutancki album grupy, który ukazał się 20 maja zatytułowany jest również „Jeff Angell's Staticland”. Jest wciągająca mieszanka, która łatwo przeskakuje od hałaśliwych ostrych kawałków do spokojnych ballad, które chce się zapętlić w odtwarzaczu. Wyprodukowana przez zdobywcę Grammy Vance'a Powella (znanego ze współpracy z Jackiem Whitem, The Dead Weather, The Racounters i Seasick Steve) płyta, to prowokujący i pomysłowy blues rock wnoszący brzmieniowo i stylistycznie świeży powiew do gatunku.

Utwory są zróżnicowane i dynamiczne, a każdy stanowi osobną całość.

Głos Angella można określić jako przydymiony, zmienny, a przede wszystkim wiarygodny. Opowiada nim historie barwnych postaci, rozpamiętuje związki, czerpie ze swojej wyobraźni, zmuszając słuchacza do przekraczania własnych granic.

Album promuje utwór „High Score”, którego można posłuchać tutaj: https://youtu.be/9Hd-quMa27E

Zespół przygotował także EPK, w którym opowiada o sobie: https://youtu.be/fl7TrkSNjQE

Debiutancka płyta Jeff Angell's Staticland została świetnie przyjęta i zdobyła świetne recenzje m.in. w „Rolling Stone” i „Classic Rock Magazine”

Mystic Production
Czytaj dalej...

PLATEAU „W związku z Tobą”

Po sukcesie ostatniej płyty „Projekt Grechuta” i zagraniu dużej (obejmującej ponad 250 koncertów!) trasy koncertowej promującej tę płytę, zespół PLATEAU wraca ze swoim piątym albumem . To liryczna, dojrzała i jednocześnie poetycka płyta zawierająca nie tylko autorskie utwory, ale również premierową piosenkę napisaną specjalnie dla zespołu przez Marka Jackowskiego, który występował z PLATEAU przez ostatnie dwa i pół roku swojego życia.
„Chcieliśmy nawiązać do najlepszych tradycji polskiej piosenki- do czasów, kiedy ważny był tekst i dobra kompozycja, kiedy tworzył Grechuta i Niemen, a teksty pisała Osiecka i Młynarski”- mówi o nowym albumie PLATEAU wokalista Michał Szulim.
Po „Projekcie Grechuta” poprzeczka została zwieszona wysoko, dlatego utwory na nową płytę powstawały cztery lata i zostały wybrane spośród ponad stu autorskich kompozycji zespołu.
Płyta jest naturalną kontynuacją bestsellerowego „Projektu Grechuta”, a zespół ukazuje tutaj swoje dojrzałe i jednocześnie liryczne oblicze.
W warstwie muzycznej zespół postawił na nowe środki wyrazu- akustyczne brzmienie zespołu zostało wzbogacone o dźwięki instrumentów smyczkowych, trąbki, czy klarnetu, a gościnnie na płycie zagrali m.in. Roman Ziobro (Stare Dobre Małżeństwo) czy Janusz Zdunek (Kult).
Za realizację dźwięku i produkcję piosenek odpowiada zespół PLATEAU oraz dwaj laureaci Fryderyków: Adam Toczko i Bogdan Kondracki (producent płyt m.in. Dawida Podsiadło czy Brodki)
Pierwszym zwiastunem płyty była piosenka „Niebezpiecznie piękny świt”, która w portalu YouTube doczekała się już blisko ośmiuset tysięcy odsłon i dostała się na pierwsze miejsca kilkudziesięciu list przebojów.
Czytaj dalej...

The Kills "Ash & Ice"

Na przestrzeni trwającej prawie półtorej dekady kariery, The Kills – minimalistyczni rockmani o wielu twarzach – nagrali cztery płyty, a każda z nich była niespokojną, brawurowo-tajemniczą wypowiedzią artystyczną, naznaczoną napięciem, niepokojem, seksem, dzikością i nudą z przymrużeniem oka.

Jednak przy tym żadna z nich nie brzmiała tak samo jak poprzednia. „Nigdy nie szliśmy po najmniejszej linii oporu. Zmiany są niepokojące, a sztuka powinna być niepokojąca” – mówi Alison Mosshart, siedząc przy długim drewnianym stole w wynajętym domu w Griffith Park w Los Angeles, gdzie mieszkała przez kilka miesięcy, tuż obok swojego muzycznego partnera Jamie'ego Hince'a.

Tam właśnie dwie bratnie dusze zakończyły pracę nad swoim piątym, długo oczekiwanym, albumem ‘Ash & Ice’, który 3 czerwca ukazał się nakładem wytwórni Domino. W odróżnieniu od poprzednich płyt, które w większości były nagrywane w Key Club Studio w Benton Harbor, Michigan, ten ma raczej włóczęgowski charakter. Znaczną część prac wykonano w wynajętym domu w Los Angeles (przy użyciu sprzętu z Key Club i przenośnego ekwipunku Jamiego), a także w światowej sławy nowojorskim Electric Lady Studios. Pracę rozpoczęto trzy lata temu, jednak została ona zakłócona, gdy Hince złamał palec. Pierwszy lekarz dał mu zastrzyk z kortyzonu, co spowodowało bezsenne noce gitarzysty, nadmierne cierpienie i uszkodzenie ścięgna w dłoni. „Nie mógł grać” – wspomina Mosshart. „Zaczął więc kupować te wszystkie śmieszne instrumenty, na których mógł grać tylko przy pomocy jednej ręki.” Jednak wizja tego, że już nigdy nie zagra, była nie do zniesienia. Postanowił skonsultować się z innym lekarzem. Po pięciu operacjach i czasie spędzonym na rehabilitacji, Hince był gotowy, by wrócić do pracy. Musiał jednak nauczyć się tak grać na gitarze tak, aby nie używać kluczowego palca. Właśnie podczas osiemnastomiesięcznej rekonwalescencji gitarzysty powstały szkice piosenek na ten album. W tym utwór, który dał płycie tytuł.

„Jedną z pierwszych piosenek, jaką przyniósł na płytę był „Ash & Ice” i od razu zakochaliśmy się w tym tytule” – kontynuuje Mosshart. „Myślę, że siedział przy jakimś barze, albo na jakiejś imprezie lub w czyimś domu, gdzie ludzie kruszyli lód na zakończenie.” Jak wspomina sam Hince: „piłem drinka i po prostu wrzuciłem papierosa do szklanki z lodem. Tylko tyle. Spodobał mi się pomysł dwóch przeciwległych dusz. Spodobał mi się pomysł kogoś ze skrętem w jednym ręku i drinkiem w drugim.” Mosshart również podobało się to skojarzenie. „Lubię je, bo jest przeciwstawne, czarno-białe, ciepłe i zimne itd. Wszystko ma różne strony, choć może jest to tylko wspomnienie papierosa w szklance z lodem.” Chociaż piosenka zmieniła tytuł na ‘Let it Drop’, ostatecznie zdecydowali się zachować ‘Ash & Ice’ jako tytuł płyty.

Mosshart nie traciła czasu podczas rekonwalescencji partnera. Nagrała płytę z The Dead Weather, pobocznym projektem jaki ma z Jackiem White'm. Na poważnie zajęła się też malarstwem. Zawsze malowała za sceną, będąc w trasie z The Kills – jedynym warunkiem było to, że musiało zmieścić się w jej walizce. Jednak po przeprowadzce do Nashville, która miała miejsce kilka lat temu, przeniosła się do pracowni z prawdziwego zdarzenia, co pozwoliło jej na pracę z większymi płótnami. Efektem była jej pierwsza samodzielna wystawa w Joseph Gross Gallery w Nowym Jorku. Zatytułowana ‘Fire Power’, prezentowała 127 obrazów, grafik, technik mieszanych i gobelinów. Nie ignorowała jednak zespołu. W ostatnich latach, jak sama przyznaje, skomponowała około 120 piosenek. Pisanie nigdy nie stanowiło dla niej problemu. Komponuje szybko i w nieustraszony sposób.
Nie „przekombinowuje”, pozwala by piosenki same wyszły z niej, inspirowane zasłyszanymi rozmowami, nastrojem, osobami. „Gdyby „Ash & Ice” było obrazem, byłoby niezwykle skomplikowane. Wyglądałoby jakby było malowane bez końca. Odchodziłoby od ściany i wychodziło z ram.”

Wyjaśniając swój niecodzienny i często mylnie interpretowany związek, Hince wyjaśnia: „ciągle mam wrażenie, że walczymy z całym światem. Poświęciłbym życie dla tej dziewczyny. Uważam, że jest fantastyczna i z nikim innym nie łączy mnie taka relacja. Gdy coś robi, robi to z pasją i nic innego się wtedy nie liczy. Uwielbiam to! Jesteśmy kreatywni i napędzamy się wzajemnie, a także konkurujemy ze sobą, co też jest ważne. Jesteśmy jak dwaj mali faszyści starający się być komunistami... Ale myślę, że to jest zdrowa konkurencja. Czasami się o coś kłócimy. Czasami trzeba z kimś powalczyć, aby znaleźć się tam, gdzie powinno się być. Myślę, że w muzyce trzeba być ostrożnym, starając się dogadać. Kompromis jest największym wrogiem każdego artysty. Synchroniczna praca jest katastrofalna dla twórczego wysiłku.”

„Nie powiedziałabym, że walczymy w rzeczywistości” – dodaje Mosshart. „Lubimy twórczą walkę. Moje piosenki są zupełnie inne od tego, co on proponuje. A The Kills jest połączeniem tych dwóch rzeczy. To sprawia, że jest to dla nas interesujące.”

Mówią, że podróż przez tysiące mil zaczyna się od jednego kroku. W tym przypadku zaczęło się od podróży pociągiem przez 6000 mil. Aby ruszyć cały proces, Hince postanowił wybrać się w podróż niesławną koleją transsyberyjską, poprzez siedem stref czasowych. „Chciałem pojechać gdzieś sam i zobaczyć, co kryje się we mnie. Wziąłem tylko gitarę, moje notatniki i kamerę. Pierwszą rzeczą jaką napisałem był utwór ‘Siberian Nights’. Miałem wizję lodowatej, paranoicznej płyty, gdy podróżowałem przez Syberię. Jednak pozostałe piosenki mówią o emocjach, o walce.” Co jest dosyć nietypowe dla The Kills.
 
Na wcześniejszych płytach unosiła się atmosfera oderwania, surowość emocji lub po prostu fizyczna ambiwalencja uczuć, podbudowana niepokojącą samoświadomością i wrzącym gniewem. Trzynaście piosenek, które znalazły się na ‘Ash & Ice’, są bardziej powściągliwe, mniej burzliwe i z tego powodu bardziej wzruszające. Odsłaniają rodzaj przeciwstawnych uczuć, gdy znajdujesz się w czasochłonnym, skomplikowanym związku.  
Gdy rozwinęła się praca nad płytą, Jamie wynajął dom w Los Angeles, a później także studio Electric Lady na Manhattanie, gdzie zespół dopieścił wcześniejsze pomysły. Jak wyjaśnia Mosshart: „płyta jest wynikiem nieustannie zmieniających się pomysłów. Podczas tego procesu zdarzyło się wiele rzeczy, które doprowadziły nas do jednego, spójnego miejsca.”

Jak mówi o ‘Ash & Ice’ Hince: „ze wszystkich płyt, które do tej pory nagraliśmy, ta płyta jest najbardziej wybiegająca do przodu.” Od podróży koleją transsyberyjską, do Hollywood i Nowego Jorku, przez Londyn i Nashville, epicka, dźwiękowa podróż The Kills, oznacza nie tylko odrzucenie wcześniejszego materiału, ale także pomysłu na to jak powinien brzmieć zespół gitarowy. Panuje przekonanie, że te dwie osoby które zaczynały pracę nad płytą, nie były tymi samymi, które go ukończyły. „To nie jest album retrospektywny, w żadnym tego słowa znaczeniu. W rzeczywistości jest to ucieczka od przeszłości. To jest zapis tego, co jest teraz i co będzie w przyszłości” – podsumowuje Hince.

sonicrecords.pl
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS