Zespół Produkcja przedstawia album „Z kraju i ze świata” (grudzień 2023)
"Z kraju i ze świata" to drugi nagrany i wydany własnym sumptem pełnometrażowy album formacji "Produkcja", rockowego kwintetu z Krakowa i okolic. Na drugim krążku więcej jest piosenek energetycznych, ale też charakterystyczne dla "Produkcji" spore zróżnicowanie stylistyczne. Na płycie słychać nie tylko gitary elektryczne, instrumenty klawiszowe i perkusję, ale też puzon, saksofon, syntezator, wiolonczelę, melodykę, gitary klasyczne i akustyczne a także męskie i żeńskie chórki.
Panowie grają tak jak umieją i lubią, i nie podlizują się akuratnym trendom i gustom. Szanują tradycyjną formę i układ piosenki, często powoli w nie wchodzą i nie przestrzegają komercyjnej reguły trzech minut i dwudziestu sekund ich trwania. Piosenki i pomysł na album do pewnego stopnia ze sobą korespondują, stąd decyzja wydania całego albumu, a nie "wypuszczania" singli. Muzyka krąży między punkiem, ska, hardrockiem, zahaczając nawet o metal. Jest i reggae, pojawiają się motywy balladowe, nowofalowe a nawet folkowe. Czyli w sumie rock.
Wokalista lubi zaśpiewać na tematy konkretne, jemu ważne i bolesne, lubi się pobawić formą i choć na chwilę uciec w poezję, śmieszki, grafomanię, abstrakt czy czułość. W tekstach nie ma tanich buntów i popierania tego co się akurat popiera. Trudno też o łatki którymi można by panów szybko staksować. Będzie to męczące dla odbierających świat tanimi schematami. Jest dużo goryczy, ale zawsze podlanej refleksją, w tym tak rzadką dziś autokrytyką i autoironią. Produkcja donosi więc "Z kraju i ze świata" i śpiewa między innymi o kryzysie wieku średniego, o durnieniu świata i własnym, panowie „odkrywają“, że ludzie nie robią nic ważnego, przeżywają butę rodzaju ludzkiego, wyśmiewają tożsamościową dekonstrukcję miliardów modnych na indywidualizm, z czułością pochylają się nad procesem umierania, zapraszają na polską biesiadę, oprowadzają turystów po kraju, opisują armagedon oczami ostatniego pijaczka, skarżą się w imieniu tych, co minęli, apelują do stawania w prawdzie wobec własnych "świtów przegapionych i lat zatraconych", by wreszcie w finale modlić się "o pogodzenie się ze światem takim jakim jest".
źródło: press
Panowie grają tak jak umieją i lubią, i nie podlizują się akuratnym trendom i gustom. Szanują tradycyjną formę i układ piosenki, często powoli w nie wchodzą i nie przestrzegają komercyjnej reguły trzech minut i dwudziestu sekund ich trwania. Piosenki i pomysł na album do pewnego stopnia ze sobą korespondują, stąd decyzja wydania całego albumu, a nie "wypuszczania" singli. Muzyka krąży między punkiem, ska, hardrockiem, zahaczając nawet o metal. Jest i reggae, pojawiają się motywy balladowe, nowofalowe a nawet folkowe. Czyli w sumie rock.
Wokalista lubi zaśpiewać na tematy konkretne, jemu ważne i bolesne, lubi się pobawić formą i choć na chwilę uciec w poezję, śmieszki, grafomanię, abstrakt czy czułość. W tekstach nie ma tanich buntów i popierania tego co się akurat popiera. Trudno też o łatki którymi można by panów szybko staksować. Będzie to męczące dla odbierających świat tanimi schematami. Jest dużo goryczy, ale zawsze podlanej refleksją, w tym tak rzadką dziś autokrytyką i autoironią. Produkcja donosi więc "Z kraju i ze świata" i śpiewa między innymi o kryzysie wieku średniego, o durnieniu świata i własnym, panowie „odkrywają“, że ludzie nie robią nic ważnego, przeżywają butę rodzaju ludzkiego, wyśmiewają tożsamościową dekonstrukcję miliardów modnych na indywidualizm, z czułością pochylają się nad procesem umierania, zapraszają na polską biesiadę, oprowadzają turystów po kraju, opisują armagedon oczami ostatniego pijaczka, skarżą się w imieniu tych, co minęli, apelują do stawania w prawdzie wobec własnych "świtów przegapionych i lat zatraconych", by wreszcie w finale modlić się "o pogodzenie się ze światem takim jakim jest".
źródło: press