Menu

Interpol EP

 

Nagrana w północnej części stanu Nowy Jork z Dave'em Fridmannem EP-ka, przynosząca pięć utworów, stopniowo wyłaniała się jako zbiór dzieł z własną narracją. Utwór tytułowy ‘Fine Mess’, będący także singlem w BBC 6 Music, został dodatkowo wyprodukowany przez Kainesa i Toma A.D. oraz zmiksowany przez Claudiusa Mittendorfera, który po raz pierwszy pracował z Interpolem jako inżynier dźwięku na ‘Our Love To Admire’. Rezultatem jest żywiołowa pocztówka dźwiękowa adresowana przez Interpol do fanów, którzy podróżują z nimi po całym świecie w 2019 roku, a jej zaraźliwa energia jest kontynuacją tej znanej z ‘Marauder’.

Odnosząca się do tytułu grafika ‘A Fine Mess’ jest zilustrowana serią utraconych obrazów, odzyskanych z opuszczonego posterunku policji w Detroit. W rozsypującym się pomieszczeniu dowodowym - wśród gruzów - niezagospodarowana rolka filmu, datowana „1-20-96”, zawierała ukryte obrazy sceny pokoju w chaosie.


Od urzekającego refrenu utworu tytułowego, aż po soulowy, pełen zamętu ‘No Big Deal’, katartyczny refren koncertowego faworyta ‘Real Life’, hymnowy ‘The Weekend’ i surowy ‘Thrones’, ‘A Fine Mess’ to orzeźwiający i wyrazisty wpis do dziennika Interpolu!


Tracklista:

A1. Fine Mess

A2. No Big Deal

A3. Real Life

B1. The Weekend

B2. Thrones

sonicrecords.pl
Czytaj dalej...

RAMMSTEIN - RAMMSTEIN

RAMMSTEIN opublikował długo oczekiwany, siódmy album studyjny.  Na albumie znalazło się 11 utworów, w tym „ZEIG DICH” oraz single „RADIO” i „DEUTSCHLAND”. To pierwsze wydawnictwo RAMMSTEIN od czasu „LIEBE IST FÜR ALLE DA”.
Dotychczas „RADIO” i „DEUTSCHLAND” zgromadziły ponad 100 mln streamów oraz wyświetleń w serwisach cyfrowych.
Za produkcję albumu odpowiadają Olsen Involtini i RAMMSTEIN.
Zespół zaprezentuje premierowy materiał na trasie koncertowej, która rozpocznie się 27 maja i zakończy 23 sierpnia. W ramach tournée RAMMSTEIN odwiedzi również Polskę.
RAMMSTEIN tworzą CHRISTOPH SCHNEIDER, FLAKE LORENZ, OLIVER RIEDEL, PAUL LANDERS, RICHARD Z. KRUSPE oraz TILL LINDEMANN.

Universal
Czytaj dalej...

Mission Jupiter "Architrecture"

Prawdziwy miłośnik dobrej muzyki najczęściej nie ogranicza się jedynie do kilku ulubionych wykonawców. Zwykle stara się poszerzać swoje horyzonty, poszukując nowych inspiracji. Z tej przyczyny czasem wyrywa się poza obowiązujący kanon i zwiedza również mniej oczywiste kierunki, bowiem i tam pojawiają się godne uwagi dokonania. Rozwój technologii sprawił, że dziś jest to znacznie łatwiejsze, a fascynacje mogą podążać wielokierunkowo. W latach siedemdziesiątych odkrycie np. rumuńskiej grupy Phoenix było niczym odnalezienie skarbu na pustyni. Dziś świat skurczył się, a dobra muzyka bez większych przeszkód pokonuje granice, inspirując wielu wykonawców z krajów uznawanych niegdyś przez wyznawców rocka za egzotyczne. Tu wspomnę choćby kapitalny Fromuz z Taszkientu (Uzbekistan) – jeden z ciekawszych zespołów łączących rock progresywny i fusion, pochodzący z Azji Środkowej. Czasem nie trzeba szukać tak daleko. Za naszą wschodnią granicą również dzieje się sporo ciekawego. W maju tego roku na kilka koncertów do Polski przybyły dwie moskiewskie kapele Put' Solntsa oraz Amalgama, co z pewnością powinno zaintrygować miłośników nieco cięższych brzmień. Również w maju planowane są koncerty grupy Next Door To Heaven (Sankt Petersburg), reprezentującej progresywny metal uzupełniony żeńskim wokalem. Miłośnikom alternatywnych brzmień powinien przypaść do gustu białoruski Mission Jupiter. To naprawdę interesujący kwintet wywodzący się z Mińska. Próbując opisać ich twórczość należałoby odwołać się do takich wzorów jak Massive Attack, The Gathering, Within Temptation i… być może Ella Fitzgerald. Są mistrzami budowania nastroju. W ich muzyce słychać też wpływy Him, Dream Theater i Muse. Zespół tworzy czterech panów: Artyom Gulyakevich (bass), Vladimir Shvakel (guitar), Dmitri Soldatenko (saxophone), Eugenue Zuev (druns) oraz niezwykle urodziwa wokalistka – Nastya Shevtsova. Grupa istnieje od 2015 roku. W zasadzie powstała jako eksperyment muzyczny, eksplorujący ciekawe brzmienia, inspirowane kosmosem i uzupełnione melodyjnym saksofonem, jednak dość szybko przerodziła się w pełnoprawny projekt, ważny dla każdego z członków. Nagrali dwa minialbumy oraz singiel w języku białoruskim i angielskim. Sama nazwa powstawała dość długo, jednak w opinii muzyków w jakiś sposób definiuje ich profil artystyczny. Muzyka Mission Jupiter jest wypadkową bardzo różnych fascynacji. By znaleźć nić porozumienia jej twórcy musieli stworzyć coś, co wykraczałaby poza własne preferencje każdego z nich. Wspólnym mianownikiem i rodzajem muzycznego kompromisu okazał kosmos i tematyka science fiction wpisana w rock alternatywny. Tak najkrócej można opisać ich debiutancki album Architecture oraz promujący go singiel Will You Be Loved, choć akurat ten utwór traktuje o zdradzie i oszustwie oraz uwikłaniu w złe relacje. Album wypełnia nastrojowa, nieco epicka muzyka, dobarwiona momentami fascynującym brzmieniem saksofonu, dość dalekim jednak od jazzowych skojarzeń. Co ciekawe – instrument ten pojawił się w zespole przypadkowo. Podczas pracy nad utworem Joy of Life członkowie zespołu poprosili Dmitrija Soldatenko (sax) o dogranie solówki. Jego podejście do brzmienia sprawiło, że wszyscy dość szybko znaleźli wspólny język, a początkowy epizod okazał się zalążkiem stałej współpracy. Tytuł albumu Architecture w opinii muzyków dobrze oddaje charakter ich muzyki, a wręcz definiuje ich podejście do komponowania. Pracując wspólnie starali się łączyć różne style i nastroje, by stworzyć coś o uniwersalnym przesłaniu. Pragnęli by do siebie pasowały wszystkie elementy muzyczne skomponowane indywidualnie i niezależnie. Dopiero wówczas tworzą całość, która pozwala docenić każdy detal, a jednocześnie pozostaje zwartą, monumentalną budowlą. Jakkolwiek może to brzmieć dość patetycznie – jest to harmonijna i melodyjna muzyka, będąca próbą określenia własnego miejsca pod Słońcem. Zgodnie z opinią samych twórców mówi o samorealizacji, poszukiwaniu źródła prawdy i radości życia. Dość ciekawą rolę w całości brzmienia odgrywa głos Nastii Shevtsovej. Wokalistka nie stara się zdominować zespołu, a raczej próbuje podkreślić jego unikalne brzmienie. Potrafi połączyć momentami ostro brzmiące gitary z delikatnym, wręcz jazzowym klimatem. Dzięki temu kompozycje Mission Jupiter są tak wielowymiarowe i wymykają się łatwym klasyfikacjom. Są otwarte, ponadgatunkowe i mogą zainspirować każdego wrażliwego odbiorcę. Muzyka z albumu jest raczej stonowana, choć momentami potrafi zaskoczyć. Myślę, że drzemie w niej jeszcze spory potencjał, pozwalający na wyostrzenie brzmienia i bardziej kontrastowe barwy. W serwisie YouTube grupa umieściła zagrany na żywo utwór The Sea Of Hopes (Part 2). Muzycy również odnajdują się w takim brzmieniu i widać, że budowanie podobnych nastrojów sprawia im sporą frajdę, zaś wokal Nastii Shevtsovej doskonale odnajduje się także i w takiej konwencji. Carlo Bellotti, menedżer zespołu z wytwórni z Epictronic, słuchając po raz pierwszy gotowej płyty nie krył zachwytu. Jestem przekonany, że ta muzyka spodoba się także polskim melomanom. Jeszcze w maju album Architecture białoruskiego kwintetu Mission Jupiter pojawi się w polskiej dystrybucji, nakładem wydawnictwa Audio Anatomy. Jak mówi moje dotychczasowe doświadczenie – warto go poszukać, gdyż kolejne propozycje krakowskiego wydawcy niezmiennie utrzymują wysoki poziom.

Krzysztof Wieczorek
Czytaj dalej...

MU- "Free Energy!"

MU to najnowszy i najambitniejszy od lat projekt gdańskiego songwritera Tymona Tymańskiego, założony wspólnie z wieloletnim muzycznym partnerem i współproducentem Marcinem Gałązką oraz trzema liderami głośnych trójmiejskich formacji post-jazzowych: Michałem Janem Ciesielskim (The Quantum Trio), Szymonem Burnosem (Algorhythm) i Jackiem Prościńskim (Lasy, Reni Jusis). Płyta MU pt. "Free Energy!" zawiera 10 niezwykle różnorodnych piosenek, oscylujących na pograniczu post-rocka, synth-popu i jazzu.

Kompozycje Tymańskiego pochodzą z różnych okresów i są opatrzone bardzo osobistymi tekstami po angielsku, przy których niekiedy asystował wieloletni przyjaciel Tymona, amerykański songwriter i literaturoznawca Daniel Hertzov. Wśród artystycznych inspiracji pojawiają się m. in. John Lennon, Eric Dolphy i Nikola Tesla, na dalszym planie słychać też odległe echa wpływów The Beatles, The Doors, Davida Bowiego, Lou Reeda, Steely Dan, The Stranglers, Depeche Mode, Becka, QOTSA, Grizzly Bear czy Homeshake. Muzyka MU jest skierowana do świata ludzi osłuchanych, do ponadstylowych hipsterów, brzmiąc bardziej jak amerykańska alternatywna produkcja w klimacie Wilco czy Maca deMarco niż efekt rodzimej kreacji, adresowanej do słuchaczy Trójki, Zetki czy RMF.

Nad brzmieniem płyty czuwało producenckie trio Ciesielski-Gałązka-Tymański, natomiast nad masteringiem czuwał Dave Darlington, nowojorski guru współczesnej sonorystyki. "Cisnęliśmy lancę w przyszłość", mówi o debiutanckim albumie MU Tymański. "To nasz przekaz dla świata. Sygnał, że MU zaczyna przejmować muzyczną przestrzeń".


Wydawnictwo Agora
Czytaj dalej...

STING -„MY SONGS” 24 MAJA, 2019

Na „My Songs” trafią największe przeboje 17-krotnego zdobywcy nagrody Grammy w nowych aranżacjach. Wydawnictwo trafi do sprzedaży 24 maja 2019. Jak wyjaśnia sam artysta: - „My Songs” to moje życie opowiedziane piosenkami. Niektóre z nich powstały na nowo, inne nieznacznie zmienione, ale każda z nich brzmi współcześnie.

Utwory na „My Songs” zostały dostosowane do 2019, ale wciąż nie tracą ducha oryginału. Na wydawnictwie usłyszymy między innymi takie przeboje jak „Englishman in New York”, „Fields of Gold”, „Shape Of My Heart”, „Every Breath You Take”, „Roxanne” oraz „Message In A Bottle”. Do albumu dołączono osobiste notatki napisane przez samego artystę, w których muzyk zdradza historie związane z powstaniem konkretnych piosenek, jak również opisuje okoliczności nagrywania. Krążek jest celebracją twórczości Stinga, zarówno solowej, jak i z The Police.

Za produkcję „My Songs” odpowiadają Martin Kierszenbaum (Sting, Lady Gaga, Robyn), Dave Audé (Bruno Mars, Selena Gomez) oraz Jerry Fuentes (The Last Bandoleros). Miksami zajął się Robert Orton (Lana Del Rey, Mumford & Sons), a inżynierią Tony Lake (Sting, Shaggy).

„My Songs” ukaże się na CD i winylu. Na wersji deluxe dodatkowo pojawią się koncertowe wersje „Synchronicity II”, „Next To You”, „Spirits In the Material World” oraz „Fragile”.

Sting dotychczas sprzedał ponad 100 mln płyt na całym świecie, zdobył najbardziej prestiżowe muzyczne wyróżnienia i zapewnił sobie legiony oddanych fanów. Latem 2018 artysta wydał wspólny album z Shaggym, „44/876”, który w Polsce ma już status złotej płyty.

Sting – „My Songs” – lista utworów:

Brand New Day

Desert Rose

If You Love Somebody Set Them Free

Every Breath You Take

Demolition Man

Can’t Stand Losing You

Fields of Gold

So Lonely

Shape of My Heart

Message in a Bottle

Fragile

Walking on the Moon

Englishman in New York

If I Ever Lose My Faith in You

Roxanne (Live)

Sting – „My Songs” (deluxe) – dodatkowe utwory:

Synchronicity II (Live)

Next To You (Live)

Spirits In The Material World (Live)

Fragile (Live)

Universal Music
Czytaj dalej...

Cipiersi "Miłość w dobie hejtu"

Chcesz posłuchać muzyki prostej lecz nie prostackiej, a przy tym szczerej i komunikatywnej? Nie masz ochoty na wielopiętrowe improwizacje oraz zastanawianie się co artysta miał na myśli? Szukasz bezpretensjonalnej formy, fajnej melodii i czytelnego polskiego przekazu, bez wydumanej grafiki ambitnego plastyka? Chcesz powrotu do korzeni i dowodu, że rock'n'roll jest z definicji muzyką prostą? Odpowiedź jest jedna: CIPERSI i ich ostatnia płyta Miłość w dobie hejtu jest właśnie dla ciebie.
Czy nazwa zespołu mówi coś nieco starszym słuchaczom? Nie? A powinna, grupa świętowała niedawno trzy dekady istnienia. Ma też w dorobku trzy wydawnictwa, przeciętnie jedno wypada na dekadę… Może bardziej pamiętają ją ci, którzy jeździli do Jarocina? CIPERSI byli tam co roku, począwszy od 1988 do 1992. Niedawny jubileusz uczcili nostalgicznym teledyskiem zrealizowanym w Nowej Rudzie, swym rodzinnym mieście. Słucha się go i ogląda niemal z łezką w oku, kontemplując obrazki z dawno minionego, niezbyt skomplikowanego świata minionych lat.
Zespół ma co wspominać, nie tylko Jarocin. Powstali w 1987 roku. Zdobyli wyróżnienie na Młodzieżowych Spotkaniach Muzycznych w Chojnowie (1988), zajęli trzecie miejsce na Mokotowskiej Jesieni Muzycznej (1989), w tym samym roku wyróżniło ich także jury przeglądu Rock pod Chełmcem w Wałbrzychu. Zaistnieli utworem My-Wy-Oni oraz My młodzi na liście przebojów Rozgłośni Harcerskiej, pojawili się również w audycji „Brum”, emitowanej przez Trójkę. Dorobili się kasety Chore miejsce (1992), a w lipcu 2014 po dwudziestoletniej przerwie przypomnieli o sobie płytą Reactor. Zespół przeżył liczne zawirowania, zmiany składu i przerwy w działalności. Kto chce niech poszuka Kordka oraz zespołów Outlet i Ulisses, choć uprzedzam – łatwo nie będzie…
Dziś CIPERSI to: Piotr Kordek Orban (śpiew, gitara, klawisze), Marcin Zaleś (gitara i bas) oraz Lechosław Palczak (bębny). Ten skład, uzupełniony o gościnnie występującego w utworze tytułowym Pawła Kowalika (trąbka) odpowiedzialny jest za materiał, który ostatecznie trafił na płytkę Miłość w dobie hejtu. To już nie muzyczna alternatywa, czerpiąca z punk rocka. Choć nadal rozpiera ich młodzieńcza energia, jednak muzycznie są znacznie bardziej dojrzali. Dziś kręci ich gitarowa muzyka lat sześćdziesiątych. Właśnie w niej i w jej prostocie Kordek nadal poszukuje inspiracji. Nie wierzycie – posłuchajcie kawałka Nafochana (czyż to nie The Shadows?). Albo Homo Sapiens Omnibus (kłania się Ten Years After). Inspiracje pojawiają się niemal w każdej piosence. Obok The Kinks czy The Who pojawić się może Kasabian albo Stereophonics. Są różne odniesienia, a odnajdywanie ich może być świetną i chyba niezbyt skomplikowaną zabawą.
Warto trochę podkręcić gałkę wzmacniacza, gdyż dopiero wówczas słychać całe bogactwo brzmienia. Płyta zawiera trzynaście świetnych piosenek i zapewnia trzy kwadranse pierwszorzędnej rozrywki. Czasem przypomina przeglądanie albumu ze starymi fotografiami. Przy słuchaniu utworu Ruda miłość ma łza się w oku może zakręcić. Wrażenia potęguje kapitalny teledysk. Przywołuje wprawdzie niewielkie podsudeckie miasteczko i nie moje strony, jednak wspomnienia chyba całe moje pokolenie ma podobne. Płyta, mimo prostych środków jest naprawdę brzmieniowo i muzycznie zróżnicowana. To już nie czasy niczym nie skrępowanej energii z Jarocina. Piosenki złagodniały, łatwo wpadają w ucho i zyskały świetne teksty (szkoda, że album nie ma książeczki). Płyną swobodnie i są kapitalnie zestrojone z muzyką. Mimo, że wyłamują się z radiowego schematu trzech minut, to w zasadzie każda jest doskonałym materiałem na przebój. Piotr Kordek Orban potrafi prostymi słowami oddać nie tylko nostalgię za tym co minione, ale także trafnie skomentować dzisiejsze czasy, w których uczucia i emocje przeniosły się do wirtualnego świata. Jest bacznym obserwatorem, a z racji doświadczenia stać go na dystans i refleksje. W prosty sposób pokazuje miłość, cynizm, nienawiść i całą paletę różnorodnych uczuć, jakie władają wirtualnym światem. Przekonuje, że istnieje ten realny, oprócz mediów społecznościowych, zaś prawdy serwowane w sieci przez domorosłych omnibusów i zaklinaczy rzeczywistości nie muszą kształtować opinii całego pokolenia.
Co jednak najciekawsze – przy niewątpliwej dojrzałości (zwłaszcza muzycznej) i chętnie manifestowanych nawiązaniach do przeszłości zespół emanuje młodzieńczą energią. Miłość w dobie hejtu to ich trzeci album. CIPIERSI twierdzą, że to muzyka nowoczesna, choć zagrana z poszanowaniem tradycji. Płyta dostępna jest w Internecie, w serwisach streamingowych oraz na nośnikach tradycyjnych firmowanych przez Audio Anatomy, zarówno na CD jak i w postaci atrakcyjnego winyla, mieniącego się różnymi odcieniami od błękitu po zieleń. Słowem – dla każdego według potrzeb i upodobań.
Krzysztof Wieczorek
https://poleczkazplytami.blogspot.com
Czytaj dalej...

Catfish and The Bottlemen – The Balance

Catfish and the Bottlemen, jak zwykle z ambicjami, by wypełniać swoją zaraźliwą energią całe stadiony, prezentują trzeci album w karierze. „The Balance” to następca „The Ride” (2014) oraz „The Balcony” (2016), które sprzedały się łącznie w nakładzie przekraczającym milion egzemplarzy na całym świecie.
„Longshot”, jeden z singli promujących „The Balance”, jeszcze przed premierą płyty zanotował 30 mln streamów w serwisach cyfrowych, co najlepiej oddaje poziom oczekiwania na nowy album Catfish and the Bottlemen.
Nagrania „The Balance” odbyły się w składzie Van McCann (wokal, gitara), Johnny Bond (gitara), Robert „Bob” Hall (perkusja) oraz Benji Blakeway (bas) przez 12 miesięcy, a nad całością czuwał producent Jacknife Lee. Za miks odpowiada Craig Silvey.


Universal
Czytaj dalej...

The Rolling Stones – Honk

„Honk” – zupełnie nowe zestawienie największych hitów The Rolling Stones! Na składankę trafiły utwory z albumów wydanych pomiędzy 1971 a 2016 rokiem.
Dostępne w formatach 2CD lub 3LP „Honk” zawiera 36 utwory, w tym osiem singli z Top 10: „Brown Sugar”, „Tumbling Dice”, „Angie”, „It’s Only Rock’n’Roll (But I Like It)”, „Fool To Cry”, „Miss You”, „Emotional Rescue” i „Start Me Up”. Nie zabrakło utworów z najnowszej płyty, „Blue & Lonesome” (2016) – „Doom & Gloom”, „Just Your Fool”, „Ride ‘Em On Down” i „Hate To See You Go”.
W wersji deluxe 3CD na dodatkowej płycie pojawia się 10 nagrań koncertowych z ostatnich tras zespołu, w tym takie smaczki jak „Dead Flowers” ft. Brad Paisley (z koncertu z Filadelfii z czerwca 2013), „Bitch” ft. Dave Grohl (z trasy 50 And Counting) czy „Wild Horses” ft. Florence Welch (z koncertu w Londynie z maja 2018).

Universal
Czytaj dalej...

JJ Cale - Stay Around

Piosenki z tego albumu są pełne ciepła oraz humanizmu. Warto było czekać – 4/5 MOJO. „Stay Around” pokazuje, że Cale zawsze bardzo dbał o jakość – 7/10 UncutNie odstaje od najlepszych dokonań z dyskografii J.J. Cale’a – Record Collector
Wiele do odkrycia – The Wire

„Stay Around” to kolekcja utworów J.J. Cale’a wybrana przez jego najbliższych: rodzinę i przyjaciół, jak również wieloletniego menedżera, Mike’a Kappusa. Po raz pierwszy od dekady słuchacze będą mogli zapoznać się z niepublikowanymi wcześniej nagraniami artysty. J.J. Cale zmarł w 2013 w wyniku ataku serca.
Cale miał w zwyczaju zbieranie niewykorzystanych utworów oraz kompozycji na kolejne albumy, co pozwoliło na zgromadzenie niemałej kolekcji piosenek gotowych do wydania. Nad całością czuwała wdowa po muzyku, Christine, która zadbała, by „Stay Around” miało odczuwalny „stempel Cale’a” w każdym calu. Jedynym nienapisanym przez artystę utworem na płycie jest „My Baby Blues”, którego autorką jest sama Christine. Kawałek powstał w 1977 roku, czyli wtedy, kiedy para poznała się.
J.J. Cale teoretycznie nigdy nie trafił do pierwszej ligi gwiazd, jednak wpływ jego twórczości na innych artystów jest olbrzymi. Neil Young zachwycał się riffami Cale’a, Beck przyznał, że twórczość artysty ma dla niego olbrzymią moc, a Eric Clapton nazwał Cale’a „jedną z najważniejszych osób w historii rocka, po cichu reprezentując wszystko to, co w amerykańskiej muzyce najlepsze”.
Cale zaczynał w latach 50., grając w barach w Oklahomie u boku m.in. Davida Gatesa z Bread czy Leona Russella. To jemu, między innymi, przypisuje się stworzenie słynnego „Tulsa sound”. Przez lata J.J. Cale budował grupę oddanych fanów, a jego autorskie utwory nagrywali tacy giganci jak np. Eric Clapton – między innymi „After Midnight” i „Cocaine”, Jerry Garcia, Captain Beefheart, Spiritualized, Beck, Lynyrd Skynyrd, John Mayer, Bryan Ferry, Santana, Chet Atkins, Johnny Cash, Lucinda Williams, The Band, Widespread Panic, Freddie King, Phish, Waylon Jennings, Maria Muldaur, Bobby „Blue” Bland, Hiss The Golden Messenger, Dan Auerbach czy Lee Fields. Już sama ta lista świadczy o olbrzymim znaczeniu twórczości J.J. Cale’a dla rocka.

Universal
Czytaj dalej...

Imaginary Space – Fedkowicz Duo 2018

Mogłoby się wydawać, że są instrumenty, których brzmienie niespecjalnie do siebie pasuje. No bo jak tu pogodzić brzmienie harfy z zestawem perkusyjnym? To jednak pozory. Historia harfy sięga prawdopodobnie czasów prehistorycznych, a perkusja… no cóż - wywodzi się od bębna, czyli instrumentu tak starego, że trudno nawet przybliżyć czas jego powstania. Coś więc je jednak łączy. Jeśli spróbować wyobrazić sobie muzykę z czasów antycznych, to prawdopodobnie brzmienie harfy mógłby uzupełniać jakiś nieskomplikowany instrument perkusyjny. To oczywiście jedynie przypuszczenia. Dawne czasy minęły bezpowrotnie, a harfa i jej szlachetne brzmienie pozostało. Jej dźwięk fascynował kompozytorów z epoki baroku, klasycyzmu i impresjonizmu, zaś na salony trafiła za sprawą Marii Antoniny, która była podobno uzdolnioną harfistką. Nic dziwnego, wszak to instrument wyjątkowy, o niezwykłych walorach dźwiękowych. Współcześnie wyposażony jest w spore pudło rezonansowe, blisko pięćdziesiąt strun i siedem pedałów, a wszystko to pozwala uzyskać brzmienie na wskroś wyjątkowe. I tu dochodzimy do albumu Imaginary Space, na którym te walory wzbogacone subtelnie współczesną elektroniką w pełni wykorzystuje Agnieszka Grela-Fedkowicz. Na perkusji towarzyszy jej mąż, Wojciech Fedkowicz. Oboje uzupełniają się w sposób niezwykły. Znają perfekcyjnie swoje instrumenty, a dzięki wielkiej wyobraźni i wrażliwości potrafią toczyć fascynujący dialog. Wspomniany album to w zasadzie dziesięć całkiem różnych, a jednak zazębiających się opowieści. To muzyka rozmarzona, delikatna, momentami niemal minimalistyczna, choć jednocześnie wielowymiarowa i pełna emocji, eksplorująca niezwykle bogatą paletę barw, a przy tym na tyle różnorodna i zniewalająca, że trudno się od niej oderwać. Agnieszka Grela–Fedkowicz jest absolwentką Akademii Muzycznej w Krakowie, którą ukończyła z wyróżnieniem. Studiowała również na Akademii Muzycznej w Katowicach, doskonaląc swe umiejętności nie tylko pod okiem wirtuozów, lecz także występując na licznych festiwalach oraz współpracując z wieloma światowej klasy orkiestrami filharmonicznymi. Nie ogranicza się jedynie do klasyki, nagrywając także z muzykami z szeroko pojętego świata rozrywki, m.in. z Czesławem Mozilem, Anną Treter, grupą Osjan oraz Noise Trio Wojtka Fedkowicza. Sama komponuje, a prócz tego zajmuje się działalnością dydaktyczną, prowadząc z powodzeniem klasę harfy w Szkole Muzycznej I stopnia im. B. Rutkowskiego w Krakowie. Jej uczniowie zdobywają laury na międzynarodowych konkursach. Wojtek Fedkowicz jest absolwentem Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie perkusji prof. Jana Pilcha. Zdobył wiele wyróżnień, począwszy od Bielskiej Zadymki Jazzowej, poprzez Grand Prix na festiwalu Jazz Juniors, czy choćby nagrodę ZAIKSu we wrocławskim konkursie Jazz Nad Odrą. Udziela się w wielu projektach, komponuje również dla filmu i telewizji. Jest liderem formacji Noise Trio. Lista jego dokonań może imponować, a praca z różnymi twórcami pozwala mu na nieustanny rozwój i kształtuje umiejętność wpasowania się w różnorodne stylistyki. Mimo licznych zobowiązań i zainteresowań znajduje czas na działalność pedagogiczną, wykładając w Katedrze Muzyki Współczesnej i Jazzu na Akademii Muzycznej w Krakowie. Kilka lat temu uzyskał stopień doktora sztuk muzycznych. W 2016 r. oboje postanowili połączyć swe talenty, powołując formację Fedkowicz Duo. Wydany dwa lata później album Imaginary Space jest ich debiutem fonograficznym. Jest na wskroś wyjątkowy, gdyż powstał dzięki współpracy dwojga dojrzałych artystów o jasno sprecyzowanych profilach. Oboje w równym stopniu podzielili między obowiązki kompozytorów, a w efekcie otrzymaliśmy muzykę firmowaną zarówno indywidualnie, jak i wspólnie. Być może właśnie dlatego, niczym w dobrym małżeństwie, mamy tu świat emocji wzajemnie się uzupełniających, a przy tym naprawdę różnorodnych. Trudno opisać tę muzykę. Jest na wskroś współczesna, a jednak daleko jej do sztuczności i źle pojętej „akademickości”. Zastosowana elektronika dyskretnie ubarwia, a czasem jedynie podkreśla naturalne brzmienia obu instrumentów, które toczą z sobą dość niezwykły dialog. Nie ma tu prób dominacji, są raczej wspólne opowieści. Sporo w nich improwizacji. Gdy jeden z instrumentów przejmuje prowadzenie, drugi podąża za nim podobną ścieżką, niejako uzupełniając rozpoczęte wątki. Czasem mówią wspólnie, jednym głosem i jest to wówczas opowieść tak zwarta i monolityczna, że nie sposób jej składników analizować oddzielnie. Wyjątkowe brzmienie harfy w jakiś sposób oddaje niekłamaną miłość artystki do tego instrumentu. Jak inaczej uzyskać takie subtelności, czy wręcz obnażyć harfianą duszę by pokazać ją z zupełnie innej perspektywy niż mistrzowie z dawnych wieków. Album jest dowodem na to, że harfa może brzmieć bardzo współcześnie i chętnie wchodzić w relacje z dużo młodszymi instrumentami. Pokazuje, że jej unikalne brzmienie niezmiennie będzie inspirować artystów operujących zupełnie innymi środkami wyrazu. Świat wykreowany przez Fedkowicz Duo czerpie po trosze z szeroko pojętego współczesnego jazzu (z zakresie improwizacji), a po trosze z klimatów bliskich eksperymentalnej muzyce elektronicznej. Wszystko to porządkują nienachlane struktury rytmiczne, wypełniając przestrzeń i wprowadzając swoisty kontrapunkt dla brzmienia harfy. Jakkolwiek każda próba zaszufladkowania tej twórczości może brzmieć dość topornie, to jednak w efekcie mamy do czynienia z muzyką dość łatwo przyswajalną, choć daleką od banału. Jest w niej jakaś autentyczność i odbicie współczesnego świata w takim wymiarze, w którym chce się przebywać, do którego chce się wracać i nim delektować. Należy z uznaniem podkreślić, że album Imaginary Space formacji Fedkowicz Duo znalazł się w katalogu niedawno komplementowanego przeze mnie rodzimego wydawnictwa Audio Anatomy. To kontynuacja niebanalnej oferty, która niezmiennie zwraca uwagę dbałością o stronę wizualno-edytorską. Gruba koperta to nadal Japanese Style Gatefold, uzupełniony o kilkustronicową książeczkę. Tu warto zwrócić uwagę na subtelne i pełne ciepła zdjęcia Szymona Kamykowskiego, świetnie wpasowujące się w klimat płyty. Pozwolę sobie jednak na drobną uwagę. Audiofile to z reguły osoby nie tylko dbające o sprzęt, lecz także o nośniki dźwięku. Myślę, że dobrze byłoby srebrny krążek (podobnie jak w przypadku winyli) umieścić w odpowiednio przyciętej papierowej kopercie, a dopiero potem w kartonowej okładce. Z pewnością ułatwi to wyjęcie płyty bez narażania jej na przypadkowe uszkodzenie. Koszt raczej niewielki a wdzięczność kolekcjonerów ogromna. Przyznam, że ja robię to na własną rękę już od lat. Na koniec wróćmy jeszcze do muzyki. Mam wrażenie, że mimo pewnej niszowości album Imaginary Space znajdzie sporą grupę odbiorców. Ambitni melomani od dawna w swych poszukiwaniach wychodzą poza kanon muzyczny prezentowany w popularnych mediach. Muzyka duetu jest dostępna w sieci, ja jednak tradycyjnie preferuję fizyczne nośniki, stąd też cieszę się, że płyta trafiła w moje ręce. Niełatwo po wybrzmieniu ostatnich dźwięków sięgnąć po inny krążek. Naturalnym odruchem jest chęć zachowania klimatu albumu gdzieś w zakamarkach duszy, by móc bez przeszkód do niego powracać. W zasadzie chętnie sięgnąłbym po kolejną płytę Fedkowicz Duo, lecz na razie jest tylko ta jedna. Nie mając więc wyboru ponownie wciskam w odtwarzaczu klawisz play.

Pronet Music
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS