Menu

Riverside "ID.Entity”

Kim jesteś w tych dziwnych czasach? Jesteś jeszcze sobą czy już odgrywasz rolę kogoś innego? A może prowadzisz podwójne życie i TU zachowujesz się zupełnie inaczej niż TAM? Z pewnością temat „Tożsamość” ma wiele wątków i nie sposób zmieścić wszystkich tematów w 53 minutowej opowieści. Riverside na najnowszym albumie „ID.Entity” próbuje na kilka z tych pytań odpowiedzieć zaczynając od… odpowiedzi na temat własnej tożsamości.

„Zanim zabraliśmy się za wymyślanie nowej płyty zadałem sobie kilka pytań” - mówi lider zespołu, Mariusz Duda - "Trochę osobistych, trochę na temat obecnego świata, ale przede wszystkim na temat zespołu, np. „W czym Riverside jest najlepszy? Odpowiedzi były dwie: „W melodiach i… w koncertach!”. „Kiedy Riverside jest… najbardziej sobą?” I chyba znów na usta ciśnie się słowo: „koncerty”. „Hmm… paradoksalnie nie rozpieszczamy naszych fanów wydawnictwami koncertowymi, może więc pora nagrać album studyjny, który muzycznie odzwierciedli charakter, dynamikę i żywiołowość pojawiającą się podczas naszych występów na żywo? Zwłaszcza, że już naprawdę chcemy pożegnać dekadę smutku i melancholii, która zdominowała ostatnie płyty”.

Rzeczywiście, wydany w 2018 roku „Wasteland”, mimo że ostrzejszy niż „Shrine of New Generation Slaves” czy „Love, Fear and The Time Machine”, wciąż podtrzymywał melancholijną konwencję poprzedników. „ID.Entity”- najnowszy, ósmy album by progressive Poles from Warsaw :), to jednak powrót w rejony znane z pierwszej dekady, co poniekąd zwiastować mógł już wydany w 2021 roku singiel „Story of My Dream”, promujący kompilację wydaną z okazji jubileuszu 20-lecia istnienia zespołu. Jednak mimo pewnych stylistycznych nawiązań do chociażby „Second Life Syndrome” czy „Annno Domini High Definition”, najnowszy album jest dla Riverside zdecydowanie początkiem nowej muzycznej drogi. Słychać na nim, że zespół całkowicie już odbudował się po stracie tragicznie zmarłego przyjaciela (gitarzysta Piotr Grudziński zmarł w 2016), przeszedł żałobę i rozpoczął nowy rozdział w swojej karierze. A charakterystyczny riversidowy rockowo-metalowy misz-masz, do którego zespół zdążył przyzwyczaić swoich fanów, występuje tu w odświeżonej i niezwykle dynamicznej formule. Riverside na „ID.Entity” brzmią pewniej siebie niż kiedykolwiek wcześniej. Dużą tego zasługą jest również sam koncept i warstwa tekstowa.

„Żyjemy obecnie w czasach ogromnego braku zaufania, społecznych podziałów, niepewności, kłamstwa, propagandy i inwigilacji” - mówi Mariusz Duda - „Żyjemy w czasach gniewu i bezradności. W czasach zdominowanych przez Big Techy, populistów, teorie spiskowe, nienawiść, myślące wciąż tylko w kategoriach zysku korporacje powodujące m.in. coraz szybszą śmierć zarówno naszej planety jak i ludzkiej natury. Żyjemy w czasach, w których ni stąd ni zowąd jeden kraj może zaatakować drugi, bo uważa, że to czy tamto bardziej mu się należy. Ciężko w takim świecie śpiewać tylko o miłości, przyjaźni i ucieczkach w świat wyobraźni. Od „Anno Domini High Definition” zacząłem coraz bardziej otwierać się w tekstach na problemy społeczne. Na „ID.Entity przekroczyłem kolejną granicę i znajdują się na tej płycie teksty uważam za najlepsze i najmocniejsze w mojej karierze. Za taką warstwą liryczną musi iść też mocniejsza niż do tej pory muzyka”.

„ID.Entity” to nowe otwarcie jeszcze z kilku powodów. To pierwszy album nagrany w nowym składzie, z gitarzystą Maciejem Mellerem, będącym od 2020 roku oficjalnym członkiem Riverside. Meller wpasowuje się w stylistyczne ramy zespołu, podkreślając zarówno charakterystyczne „riversajdowe zagrywki”, jak i dodając swój własny charakter gry na instrumencie.

To również pierwszy album w karierze zespołu, za szatę graficzną którego nie odpowiada już Travis Smith, a polski artysta Jarek Kubicki, który idealnie odnalazł się w wizualnej odsłonie prezentowanej do tej pory przez zespół.

Materiał nagrywany i miksowany był tym razem w dwóch studiach nagraniowych - W The Boogie Town Studio w Otwocku pod okiem Pawła Marciniaka oraz w warszawskim Studiu Serakos pod okiem Magdy i Roberta Srzednickich. Masteringiem zajął się współpracujący z zespołem przy nagraniach koncertowych Robert Szydło. Produkcją zajął się tym razem sam Duda.

„Poprzednie 3 a nawet 4 albumy powstawały głównie w studiu” - mówi Mariusz - „Tym razem chciałem żebyśmy powrócili do sali prób i tam w większości skomponowali materiał. Żeby słychać było tę energię wspólnego grania. Żeby Piotr Kozieradzki mógł zagrać w stylu, w którym czuje się najlepiej, żeby Michał Łapaj… był tym Michałem, którego znamy z koncertów. Dodatkowo zamarzyłem sobie, żeby większość kompozycji zdominowana była przez symbiotyczne przeplatanie się ze sobą instrumentów, co zawsze było ważną częścią naszego stylu. Myślę, że dzięki temu nagraliśmy naprawdę dobry riversidowy album, z którego biją najbardziej charakterystyczne elementy naszej „tożsamości”.

Czy w dzisiejszych czasach można być sobą nie interesując się tym co dzieje się na świecie? Czy można żyć wśród ludzi nie interesując się społecznymi zmianami jakie zachodzą w coraz szybszym tempie? Riverside na swoim najnowszym albumie mówi, że nie jest to możliwe. I podkreśla, że do przetrwania tych trudnych czasów potrzebujemy samoświadomości, empatii, wspólnoty, oraz zarówno wsparcia drugiej osoby, jak i odcięcia się od wszystkich, którzy wpuszczają w nasze życie jad, dzielą nas i antagonizują.

Wiele z ważnych zagadnień poruszonych na najnowszym albumie sprawia, że „ID.Entity” jest nie tylko solidnym muzycznym i tekstowym początkiem trzeciej dekady działalności Riverside, ale również jednym z najważniejszych albumów w całej karierze zespołu.


RIVERSIDE – „ID.Entity” (53:11)

1. Friend or Foe? (07:29)
2. Landmine Blast (04:50)
3. Big Tech Brother (07:24)
4. Post-Truth (05:37)
5. The Place Where I Belong (13:16)

6. I'm Done With You (05:52)
7. Self-Aware (8:43)


SKŁAD ZESPOŁU:

Mariusz Duda - wokal, bas, gitara elektryczna, gitara akustyczna

Piotr Kozieradzki - perkusja

Michał Łapaj - klawisze, syntezatory, organy Hammonda

Maciej Meller - gitary elektryczne

źródło: Mystic Production
Czytaj dalej...

Nawrocki "Moja mama ma depresję i siedem innych piosenek o miłości"

Utwory jak lecznicze zioła wyrosły na kompoście niezgody, gniewu i bezradności.Są próbą odnalezienia piękna i sensu w rozpadającym się, brutalnym świecie. Są estetycznym nieposłuszeństwem wobec ekspansywnego kultu młodości,nowości i nieśmiertelności. Banalna konstatacja, iż płyta powstała z potrzeby serca jest według mnie jak najbardziej adekwatnym stwierdzeniem. Piosenki wypełzły ze mnie jak małe zwierzątka, które musiały ujrzeć światło dzienne.Teraz żyją już swoim własnym życiem i nie mam wpływu na ich dalsze losy.
Tworzenie muzyki jest dla mnie procesem alchemicznym. Trucizna może stać się lekarstwem. Przekształcanie destruktywnych emocji w pokrzepiające słowa i dźwięki jest wyzwalające. W dużej mierze jest to proces nieświadomy. Akceptacja własnych ograniczeń, utraty bliskich, starzenia się wbrew pozorom może wytworzyć potężną dawkę kreatywnej energii. Niezgodę na wykluczenie, przemoc i niesprawiedliwość społeczną wyrażam słowem śpiewanym. Proces rafinacji trwał siedem lat. Teksty powstawały w porannej drodze do pracy.

Melodie przyklejały się w tramwajach, sklepach, szpitalach. Sztuka jest dla mnie czymś prostym, pożywnym, jest codziennym schronieniem. Uprawiam ją w sposób szczery i bezceremonialny, tak jak rolnik uprawia ziemię. Moja mama szydełkowała, sadziła kwiaty i drzewa - ja wydobywam słowa i dźwięki z czeluści mojej psyche. Zdrowa komunikacja z sobą i innymi wymaga wysiłku, cierpliwości i życzliwości. Muzyka jest dla mnie wehikułem, który unosi się ponad drapieżnym światem. Wyśpiewanie i wygranie tych dźwięków przyniosło mi chwilową ulgę i wytchnienie. Mam nadzieję, iż znajdą się odbiorcy, którzy też to odczują. Relacje oparte na siostrzeństwie, braterstwie i przyjaźni są dla mnie najwyższą formą spełnienia.

Grzegorz Nawrocki wokalista, gitarzysta,piosenko-pisarz, lider zespołu Kobiety, z wykształcenia stolarz -filozof.

Swoją pierwszą grupę Stormy prowadził w Berlinie w latach 1989 – 1993. Po powrocie do Trójmiasta założył post-rockowy zespół Ego, z którym nagrał płytę Światowid. W roku 1999 powołał do życia zespól Kobiety, z którym nagrał pięć albumów. W roku 2013 nagrał płytę solową Nawrocki Folk Computer Band. Wziął też udział w nagraniu albumu Yugoton. Zagrał setki koncertów i spał w setkach hoteli.

Oprócz działalności w swoich macierzystych zespołach współpracował z muzykami sceny niezależ̇ nej m.in. Robertem Brylewskim, Tymonem Tymańskim, Tomkiem Lipińskim, Olafem Deriglasoffem, Mikołajem Trzaską, Maćkiem Cieślakiem, Andrzejem Smolikiem.

15 listopada 2022 roku ukazał się kolejny solowy album pt. "Moja mama ma depresję i siedem innych piosenek o miłości"
Czytaj dalej...

Collage „Over And Out”

Historia nowej płyty sięga roku 2013, gdy po wieloletniej przerwie w działalności, muzycy najbardziej znanego składu Collage, postanowili powrócić do czynnej działalności. Początkowo wyłącznie koncertowej, zwłaszcza że zbliżał się jubileusz 20-lecia albumu „Moonshine”, który zapewnił grupie status jednego z najważniejszych zespołów nurtu rocka progresywnego nie tylko w Polsce, ale także zyskał szerokie grono odbiorców na całym świecie. Jednak, oprócz koncertowego głodu, w końcu przyszedł także głód twórczy. Zbiegło się to ze zmianami w składzie. Już przed powrotem na scenę rozeszły się drogi muzyków Collage i wokalisty Roberta Amiriana, którego zastąpił Karol Wróblewski. Z kolei w 2016 roku decyzję o rozstaniu podjął jeden z założycieli grupy, Mirek Gil. Jego miejsce zajął Michał Kirmuć. I to właśnie w tym składzie grupa rozpoczęła pracę nad utworami, które miały znaleźć się na pierwszym w nowym tysiącleciu albumie Collage. Szybko jednak okazało się, że przed zespołem pojawiło się kolejne wyzwanie. W obliczu odejścia Karola, grupa musiała znaleźć kolejnego frontmana. Wybór padł na dobrze znanego z zespołu Quidam, Bartka Kossowicza. Od tego momentu rozpoczął się nowy rozdział w historii Collage, którego efektem jest album „Over And Out”.

Na płycie znalazło się zaledwie pięć kompozycji, ale o ile najkrótsza z nich („One Empty Hand”) trwa niespełna pięć minut, o tyle utwór tytułowy jest ponad dwudziestominutową ucztą dźwiękową dla najbardziej wymagających fanów Collage i rocka progresywnego w ogóle. Muzycznie, pomimo wieloletniej przerwy w działalności i zmian personalnych, udało się zachować charakter znany z takich płyt jak „Baśnie”, „Safe” czy wspomnianego albumu „Moonshine”. Dominują więc potężne, wielowarstwowe brzmienia instrumentów klawiszowych Krzysztofa Palczewskiego, wspierane przez gitarowe partie Michała Kirmucia, który z jednej strony zachował charakter brzmieniowy swojego poprzednika, a z drugiej wprowadził takie nowe elementy, jak syntezatory gitarowe. Jak zwykle wielkim atutem jest oryginalna i ekspansywna gra perkusisty Wojtka Szadkowskiego, dzielnie wspieranego w sekcji rytmicznej przez basistę Piotra Mintaya Witkowskiego. Z kolei Bartosz Kossowicz pokazał, że nie tylko ma w sobie energię poprzedników, ale też barwa jego głosu wprowadziła miejscami więcej ciepła i melancholii.

O ile od strony muzycznej „Over And Out” jest dziełem zespołowym, to już za stronę tekstową płyty odpowiadał wyłącznie Szadkowski. Smutek i pełen zwątpienia depresyjny nastrój tekstów wynika także z doświadczeń samych muzyków, dla których czas pracy nad płytą zbiegł się z wyjątkowo trudnymi momentami w życiu prywatnym. Na końcu jednak zawsze pojawia się nadzieja.

Okładkę płyty, którą prezentujemy obok, podobnie jak to było w przypadku albumów „Moonshine” i „Safe”, ozdobił obraz Zdzisława Beksińskiego, który idealnie współgra nie tylko z tekstami, ale i muzyką zawartą na albumie. Dopełnieniem całości jest obecność na płycie gościa specjalnego, Steve’a Rothery, na co dzień gitarzysta Marillion, który po wcześniejszych, scenicznych doświadczeniach z Collage, ozdobił utwór „Man On The Middle” ponad pięciominutową solówką! W utworze „What About The Pain”, zespół wsparł chór dziecięcy.

Tracklista „Over And Out”:

Over And Out 21:50
What About The Pain (A family album) 8:36
One Empty Hand 5:03
A Moment A Feeling 13:22
Man In The Middle (feat. Steve Rothery) 9:10

Skład zespołu:

Bartosz Kossowicz – śpiew

Michał Kirmuć – gitary

Krzysztof Palczewski – klawisze

Piotr Mintay Witkowski – bas

Wojtek Szadkowski – perkusja



źródło: MYSTIC PRODUCTION
Czytaj dalej...

Tarja „Best Of: Living The Dream”

Choć sama Tarja nie mogła w to uwierzyć, to faktycznie nadszedł ten czas, kiedy uznana artystka wydała swój pierwszy album „Best of”. „Mam nadzieję, że ta kolekcja spodoba Wam się tak samo, jak mi podobało się jej tworzenie” - mówi Tarja.

Wydawnictwo „Best Of: Living The Dream” składa się z najbardziej znanych, a także najbardziej lubianych przez samą Tarję utworów. Na płycie znajdują się rockowe kompozycje pochodzące z sześciu albumów studyjnych: „My Winter Storm”, „What Lies Beneath”, „Colours In The Dark”, „The Brightest Void”, „The Shadow Self” i „In The Raw”. Płyta „Best Of: Living The Dream” to pierwsze takie wydawnictwo artystki. W skład kolekcji „Best Of: Living The Dream” wchodzi również niepublikowany wcześniej koncert „Circus Life”, który ukazuje się na Blu-rayu w zestawie z dwoma CD.

Kompilacja opatrzona jest piękną grafiką i wyjątkowymi dodatkami. Album „Best Of: Living The Dream” ukazał się na CD, jako limitowany zestaw dwóch CD i Blu-raya, na podwójnym czarnym winylu, podwójnym przezroczystym winylu oraz w formie limitowanego boxu zawierającego plakat, grafiki i 4 Picture Discs. Kolekcja rozpoczyna się zupełnie nowym utworem zatytułowanym „Eye Of The Storm”. Piosenka łączy charakterystyczne brzmienie Tarji z potężną dawką emocji i opowiada o szukaniu swojego miejsca w świecie. Posłuchaj singla „Eye Of The Storm”: https://youtu.be/8D-5bgRYIUo


źródło: MYSTIC PRODUCTION
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS