Menu

JitterFlow „Self_X”

JitterFlow to grupa spod znaku alternatywnego rocka, jednak w swym bezkompromisowym przekazie stojąca na drugim krańcu tej palety stylistycznej. Album nosi tytuł Self_X, a muzycy przyjęli nazwę JitterFlow. To termin zaczerpnięty z branży elektronicznej, najogólniej oznaczający przypadkowe i krótkotrwałe zakłócenia przepływu sygnału. Chyba pasuje do ich twórczości. Wydawałoby się, że muzyka stworzona jedynie przez trzy instrumenty (gitara, bas i perkusja) będzie stosunkowo prosta. Nic z tych rzeczy. Dzieje się tu mnóstwo, choć przyznam, że efekt końcowy zadowoli głównie zdeklarowanych ekstremalistów. Warto jednak poświęcić tej zaledwie dwudziestominutowej płycie nieco więcej uwagi. Mój patent na tę muzykę - późny wieczór, spokojna głowa i dobre słuchawki. I co ciekawe - można tego słuchać nie odkręcając wzmacniacza na pełen gwizdek. Mało tego, to nawet czasem pomaga. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jednak nie moja bajka. Jako że jednak staram się być otwarty na różnorakie zjawiska muzyczne oraz mając w pamięci wielu przedstawicieli pokolenia moich rodziców zżymających się na „wrzeszczącego Niemena” postanowiłem nie odpuszczać. Po kilku przesłuchaniach stwierdzam, że jest w niej coś hipnotyzującego i wciągającego. Mało tego, po wybrzmieniu ósmej kompozycji (kończącej ów mini album) poczułem niedosyt i ponownie wcisnąłem play w odtwarzaczu. Ale do rzeczy.
Po pierwsze - kompozycje są krótkie (niewiele ponad dwie minuty), zwarte i maksymalnie przesiąknięte emocjami. Nie jest to jednak bezmyślny łomot. Brzmieniowo dzieje się tu naprawdę dużo. Jestem przekonany, że za każdym utworem stoi przemyślany aranż. Muzycy twierdzą, że inspirują się również strukturami jazzowymi. Być może, ja tego nie dostrzegłem, bądź jedynie śladowo. Niewątpliwie jest tu dużo skomplikowanych figur rytmicznych i zaskakujących zwrotów. Celuje w tym zwłaszcza trzeci utwór, zatytułowany Self_Xorcism. Jest to najdłuższa kompozycja, trwająca ponad cztery minuty, która wydaje się najmniej oczywista z całości i chyba jest pewnym manifestem zespołu. To podróż przez otwarty strumień świadomości, z zupełnie nieoczywistym zakończeniem.
Przyznam, że zanim zdecydowałem się napisać kilka słów od siebie poszukałem recenzji tego krążka. Niewiele jest merytorycznych, choć bywają wyjątki. Owszem można nazwać tę muzykę ekstremalną i pełną chaosu, z dzikim wokalem, ale to duże uproszczenie. Podziwiać należy bezkompromisowość twórców, którzy nie oglądając się na walor komercyjny zrealizowali po prostu to, co im w duszy gra. Przeprawa nie jest łatwa, ale daje satysfakcję uczestnictwa w czymś niezwykłym, a jednocześnie bardzo prawdziwym.
Grupa JitterFlow istnieje już jedenaście lat, przeszła kilka zawirowań personalnych (ostatnio zmiana na stołku perkusisty), a jednak nadal uparcie realizuje własną wizję artystyczną. Scementowała ich jak sądzę nie tylko muzyka, ale i w sensie dosłownym budowa własnego studia. Zdecydowali się na ów trud, by mieć nie tylko nieograniczoną swobodę artystyczną, ale także dlatego, że postanowili ten warsztat pracy wyposażyć głównie pod potrzeby własnego instrumentarium. Dominuje w nim sprawdzony sprzęt, w dużej części analogowy, pochodzący z czasów, gdy jeszcze w studiach nagraniowych panowała atmosfera wspólnej pracy twórczej. Dziś wiele rzeczy można zrobić zdalnie, na odległość, używając cyfrowej aparatury i nie widząc się podczas nagrań. Traci na tym atmosfera, duch wzajemnej inspiracji i sama muzyka. Członkowie zespołu realizowali swój album samodzielnie, ucząc się na własnych błędach. Jedynie ostateczny mastering powierzyli zaufanemu specjaliście, z którym wcześniej się zaprzyjaźnili i który poznał specyfikę ich muzyki. Dało to bardzo dobry efekt końcowy. Mimo, że muzyka jest głośna i bezkompromisowa, a wokal przypomina mówiąc kolokwialnie „darcie ryja” to jednak wszystko brzmi selektywnie i nie jest bezładną magmą poplątanych i niepasujących do siebie pomysłów. Może właśnie dzięki bardzo dobrej produkcji ów album do mnie przemówił i ostatecznie przekonał. Myślę, że nie jest tu istotne drobiazgowe poszukiwanie inspiracji, odniesień, pierwowzorów itd. Liczy się efekt końcowy, a ten chwyta za gardło. Dosłownie.
Krzysztof Wieczorek
Czytaj dalej...

Tug Boat "Zapomnij Całe Zło"

Zespół Tug Boat powstał jedenaście lat temu w Jaśle, a płyta „Zapomnij Całe Zło” wydana latem 2018 roku jest już (choć dla wielu słuchaczy dopiero) trzecią pełnowymiarową płytą grupy. Znając wcześniejsze dokonania Tug Boat (debiutancki album „Krucha Konstrukcja Umysłowa” z 2009 roku oraz „Asystolia” z 2014) i porównując je z obecną partią materiału, zarejestrowaną na najnowszej płycie trzeba od razu stwierdzić, że styl muzyczny, klimat utworów, pomysł na swoją muzykę pozostał na szczęście bez zmian. Jednak co mnie najbardziej uradowało - to fakt, że muzycy nie stanęli w miejscu i swój pomysł na zaistnienie w niełatwym przecież muzycznym świecie jeszcze bardziej rozwinęli, nie tylko pod względem poszerzenia muzycznych horyzontów, ale także poziomu własnego warsztatu. Bowiem to co słyszymy na „Zapomnij całe zło” dotyczy zespołu o ugruntowanej wiedzy kompozytorskiej i stylistycznej. Na pewno najnowsze dzieło Tug Boat nie jest moim zdaniem apogeum możliwości muzyków, ale wskazuje drogę, którą zespól z Jasła w przyszłości ma podążyć. Wydaje się, że właśnie w tych klimatach, mocnych, generalnie ciężkich brzmieniach gitar, miarowych i dynamicznych dźwięków sekcji rytmicznej (Łukasz Ochałek – perkusja, Bartek Jedziniak – gitara basowa) , zespól Tug Boat czuje się najlepiej. Ale nietaktem byłoby nie wspomnieć, że nie tylko takie klimaty rodem ze stylistyki zespołów Korn, Opeth, czy Pain Of Salvation można usłyszeć na najnowszej płycie Tug Boat. Oprócz ściany dźwięku, jaką zaproponowali członkowie zespołu między innymi chociażby w pierwszej, otwierającej album kompozycji „Początek końca//127” wspartej silnym charakterystycznym głosem Marcina Czarneckiego. Kolejna kompozycja na płycie to „Slipvola”, która jawi się niejako przedłużenie pomysłu otwierającego album utworu. Świetnie brzmi trzeci na krążku „Odbierz to co mam”, który intryguje nie tylko muzycznie, ale i tekstowo. W czwartym kawałku muzycy nieco zwolnili tempo akcji, proponując zgrabnie zaaranżowaną , instrumentalną i z wyczuciem zagraną (tak, to trzeba umieć wtopić i taki utwór w mocną, rockową konwencję, by nie popsuć budowanej muzycznej historii – ukłony dla gitarowego kunsztu Macieja Ochałka!) kompozycję „Apus”. Muzycy w piątej tytułowej kompozycji, do której także nagrano ciekawy teledysk, wracają do ustalonej przez siebie konwencji, mocnego uderzenia, ciężkich rytmów i mocnego wokalu. Stylistyka bezkompromisowych brzmień zaproponowana jest w kolejnych utworach. Świetnie słucha się dodajmy z narastającą ciekawością kolejnych utworów „Bez Odwrotu”, „Podzielony”, „Kryształowy Sen”, „Ocean” (tu inna forma wokalnego przekazu Marcina Czarneckiego, nie mniej ciekawa niż na pozostałych utworach), czy niemal balladowe „Lustra”, które wieńczą to muzyczne dzieło. Niezwykle ważną rolę odgrywają także teksty, za które odpowiedzialni są Marcin Czarnecki, Łukasz Ochałek i Maciej Ochałek. Słowa w każdym utworze dotykają bardzo intymnych przeżyć i uczuć, osoby tęskniącej, odrzuconej, cierpiącej. Oprócz dziesięciu kompozycji na płycie mamy także dwa utwory bonusowe. Kompozycje „Oblivion” oraz „Satelite” nie różnią pod względem stylistycznym od pozostałych utworów, ale pokazują, że także z językiem angielskim Marcin Czarnecki nie ma problemów. Być może na kolejnej płycie Tug Boat zaproponuje teksty właśnie w tym języku? Tymczasem delektujmy się najnowszym albumem zespołu Tug Boat z nadzieją, że nie każą czekać na kolejny krążek tak długo jak dotychczas.
Karol Guber
Czytaj dalej...

THE JIMI HENDRIX EXPERIENCE “ELECTRIC LADYLAND” DELUXE EDITION 50th ANNIVERSARY BOX SET

Celebrując 50. rocznicę wydania albumu Jimi Hendrix Electric Ladyland Experience Hendrix, L.L.C. oraz Sony Music Entertainment / Legacy Recordings prezentują specjalne wydanie tego epokowego działa. Już od dziś wydawnictwo to dostępne jest, jako zestaw 3CD/1 Blu-ray oraz 6LP/1 Blu-ray.

W obu pakietach znajdzie się oryginalny, podwójny album zremasterowany przez Berniego Grundmana z oryginalnych taśm analogowych. Dla płyt winylowych Grundman wykonał bezpośredni transfer analogowy zachowując autentyczność nagrań materiału.

W zestawie znajdzie się również album Electric Ladyland: The Early Takes, na którym zaprezentowane są dema i nagrania studyjne z tego okresu kariery Hendrixa.

Nad najwyższą jakością dźwięku czuwał wieloletni współpracownik Hendrixa, Eddie Kramer.


Jimi Hendrix Experience: Live At the Hollywood Bowl 9/14/68, to kolejny ekskluzywny dodatek do tego wydawnictwa. Część oficjalnej serii bootlegów to nagrania, które nigdy wcześniej nie było dostępne. Materiały te pokazują zespół I rosnącą ekscytację, która miała miejsce na kilka tygodni przed wydaniem Electric Ladyland.

Blu-ray zawiera również pełnometrażowy dokument At Last… The Beginning: The Making of Electric Ladyland.

Do wydawnictwa dołączona została 48-stronicowa książeczka zawierająca nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia oraz dokumenty.

Nowa okładka - zdjęcie autorstwa Lindy (McCartney) Eastman przedstawiające zespół i dzieci na posągu Alicji w krainie czarów w nowojorskim Central Parku - to wybór Hendrixa. Po raz pierwszy kolorowe zdjęcie Lindy Eastman znajdzie się na okładce albumu zgodnie z oryginalną wizją Jimiego Hendrixa.

Trzecia płyta Jimi Hendrix Experience, Electric Ladyland była ostatnim albumem studyjnym artysty, który ukazał się za życia Wirtuoza Gitary.

Opublikowany 16 października 1968 roku Electric Ladyland to źródło takich legendarnych utworów Hendrixa, jak: "All Along The Watchtower", "Voodoo Child (Slight Return)", "Crosstown Traffic" czy "Burning of the Midnight Lamp."

Album ten jest powszechnie uznawany za najbardziej spójny i w pełni zrealizowany projekt w karierze Hendrixa. Album, który znalazł się na pierwszym miejscu listy Billboard, jest bezsprzecznie ukoronowaniem twórczości The Jimi Hendrix Experience oraz podkreśleniem zdolności Hendrixa, jako wokalisty, autora piosenek, gitarzysty i producenta.

Album ten pozostaje najlepiej sprzedającą się płytą artysty poza Stanami Zjednoczonymi, wyprzedzając jego debiutancki album Are You Experienced.

Electric Ladyland: The Early Takes zawiera dema do piosenek Hendrixa nagrane przez Jimiego na taśmach szpulowych a także podczas sesji w Sound Center i Record Plant w Nowym Jorku.

Electric Ladyland Deluxe Edition zawiera niepublikowany wcześniej album koncertowy Jimi Hendrix Experience: Live At the Hollywood Bowl 9/14/68 - część oficjalnej serii bootlegów Experience Hendrix.

48 stronicowa książeczka dołączona do wydawnictwa wypełniona jest niepublikowanymi, unikalnymi zdjęciami. Znalazły się tu również opisy autorstwa krytyka muzycznego Davida Frickego i producenta Johna McDermotta

At Last ... The Beginning: The Making of Electric Ladyland dokumentuje prace nad tworzeniem tego legendarnego podwójnego albumu.

Electric Ladyland Deluxe Edition:

Electric Ladyland – oryginalny album zremiksowany przez Eddiego Kramera oraz zremasterowany przez Berniego Grundmana

Side A

1) … And the Gods Made Love

2) Have You Ever Been (To Electric Ladyland)

3) Crosstown Traffic

4) Voodoo Chile

Side B

1) Little Miss Strange

2) Long Hot Summer Night

3) Come On (Part I)

4) Gypsy Eyes

5) Burning of the Midnight Lamp

Side C

1) Rainy Day, Dream Away

2) 1983….(A Merman I Should Turn To Be)

3) Moon, Turn the Tides….Gently Gently Away

Side D

1) Still Raining, Still Dreaming

2) House Burning Down

3) All Along the Watchtower

4) Voodoo Child (Slight Return)

At Last…The Beginning: The Making of Electric Ladyland: The Early Takes

Side A

1) 1983…(A Merman I Should Turn To Be)

2) Voodoo Chile

3) Cherokee Mist

4) Hear My Train A Comin’

Side B

1) Angel

2) Gypsy Eyes

3) Somewhere

4) Long Hot Summer Night [Demo 1]

5) Long Hot Summer Night [Demo 3]

6) Long Hot Summer Night [Demo 4]

7) Snowballs At My Window

8) My Friend

Side C

1) At Last…The Beginning

2) Angel Caterina (1983)

3) Little Miss Strange

4) Long Hot Summer Night [Take 1]

5) Long Hot Summer Night [Take 14]

Side D

1) Rainy Day, Dream Away

2) Rainy Day Shuffle

3) 1983...(A Merman I Should Turn To Be)

Jimi Hendrix Experience: Live At The Hollywood Bowl Sept. 14, 1968 (Dagger Records)

Side A

1) Introduction

2) Are You Experienced

3) Voodoo Child (Slight Return)

Side B

1) Red House

2) Foxey Lady

3) Fire

Side C

1) Hey Joe

2) Sunshine of Your Love

3) I Won’t Live Today

Side D

1) Little Wing

2) Star Spangled Banner

3) Purple Haze

At Last… The Beginning: The Making of Electric Ladyland (Blu-ray)

? Uncompressed LPCM Stereo 24b/96k

? Uncompressed LPCM 5.1 Surround 24b/96k

? DTS-HD Master Audio 5.1 Surround 24b/96k

Sony Music
Czytaj dalej...

Muse "Simulation Theory"

Premiera najnowszego albumu "Simulation Theory", który zajął 2 miejsce w polskim notowaniu iTunes! Co więcej, brytyjskie trio Muse po raz kolejny wystąpi w Polsce! Koncert odbędzie się w czerwcu 2019.

"Simulation Theory", następca wydanego w 2015 roku albumu "Drones" już zbiera doskonałe recenzje. Magazyn "Uncut" uznał w swojej recenzji, że jest to najodważniejsza i najlepsza z płyt Muse. Okładkę albumu zaprojektował Kyle Lambert, autor plakatów do serialu "Stranger Things", czy filmu "Jurassic Park". Grafikę na edycję super deluxe przygotował z kolei Paul Shipper, wcześniej pracujący przy ilustracjach, chociażby dla filmów "Star Wars: The Last Jedi" i "Avengers: Infinity War".

Za produkcję piosenek odpowiadają Rich Costey, Mike Elizondo, Shellback oraz Timbaland. Przed premierą poznaliśmy między innymi utwory "Thought Contagion", "Dig Down" oraz "Something Human" oraz "The Dark Side".

Matt Bellamy, Chris Wolstenholme i Dominic Howard będą promować "Simulation Theory" na światowym tournée. Simulation Theory World Tour nie ominie Polski! Tym razem Muse wystąpi 22 czerwca 2019 roku w krakowskiej Tauron Arenie.

Przypomnijmy, że wspomniany album "Drones" zadebiutował na pierwszym miejscu w 21 krajach na całym świecie, będąc jednocześnie pierwszym albumem w ich karierze, który zajął pierwsze miejsce w USA. Album zdobył drugą w karierze zespołu Grammy w kategorii Best Rock Album. Od powstania w 1994 roku Muse wydali siedem albumów, które sprzedały się w ponad 20 milionach kopii na całym świecie.

Warner Music Poland
Czytaj dalej...
Subskrybuj to źródło RSS